Kobiecy Otwarty Trening MTB (KOTMTB) Las Kabacki
Środa, 13 maja 2015 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: | 24.69 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:36 | km/h: | 9.50 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Z powodu różnych zawirowań rodzinno-służbowych miałam dziś szczęście i mogłam wybrać się na Kobiecy Otwarty Trening MTB w mojej okolicy. Zwykle obywają się one po przeciwnej stronie Warszawy ale tym razem Panie Trenerki postanowiły dać szanse osobom, którym Daleka Północ jest zupełnie nie po drodze.
Trening miał się odbyć na Górze Trzech Szczytów (czyli - bardziej popularnie - Kazurce) ale akurat w tym samym czasie WKK zorganizowało tam objazd trasy mającego się odbyć w sobotę wyścigu Pucharu Mazowsza XC.
Przeczytanie i podpisanie regulaminu - obowiązkowe (fot. KOTMTB)
Przeniosłyśmy się zatem do Lasu Kabackiego, gdzie też można znaleźć miejscówki do potrenowania techniki.
Podstawowa część treningu odbyła się na bocznej ścieżce, biegnącej od Nowoursynowskiej do zbiegu ulic Gąsek i Opieńki. Tam ustawiałyśmy prawidłową pozycję na rowerze (tę część pamiętałam z treningu POMBA, acz niedokładnie - bo już np. wyleciało mi z głowy, że pięty mają być skierowane w dół...)
To nie do końca tak powinno wyglądać... (fot. KOTMTB)
Po ustawieniu prawidłowej wszystkich pań (a może to było przed?), trenowałyśmy balans ciałem na rowerze. Najpierw trenowałyśmy wystawianie pupy za siodełko. Po kilku wcześniejszych treningach (Pomba, Cyklon) wytarcie bieżnika o pieluchę w spodenkach nie stanowiło dla mnie problemu ale późniejsze ćwiczenie - balans ciałem na boki (przekładanie całego ciężaru ciała na jedną stronę roweru) - wydawało się o wiele trudniejsze. Raz widziałam na filmiku jak robi to WKK na treningu i wówczas stwierdziłam, że ja bym tak nie umiała. Podczas dzisiejszego treningu okazało się jednak, że umiem - i że wcale nie jest to takie trudne na jakie wygląda. Za to obydwa ćwiczenia dały ostro popalić mięśniom ud (popróbujcie to porobić kilkadziesiąt razy to sami zobaczycie).
Potem trenowałyśmy zjazd w odpowiedniej pozycji w tym samym miejscu (w stronę ul. Gąsek). Trochę tam było ciasno a pojawiający się od czasu do czasu piesi oraz inni rowerzyści mieli problem z przedarciem się (bo było nas sporo).
W dalszej części treningu przejechałyśmy się kawałkiem toru w trójkącie Opieńki-Rydzowa a potem trenowałyśmy jazdę po korzeniach przy polanie (ci z Was, którzy znają Las Kabacki z pewnością znają to miejsce - w pobliżu polany przy drodze prowadzącej do Ogrodu Botanicznego, gdy jest mokro, tworzy się mega wielka kałuża i jedyną opcją jej objechania jest albo po tych korzeniach na skraju, albo całkiem górą - przez polanę. Pamiętam, że te korzenie wywoływały zawsze wcześniej u mnie drętwienie ale na 27,5 przejeżdża je się bez wielkiej mecyi.
Następnie pojechałyśmy na leśne schody przy ambonie strzeleckiej. Miałam o tyle łatwiej, że regularnie podczas treningu dla zabawy zjeżdżam po tych schodach i znam je jak własną kieszeń - trenerki pochwaliły mnie za zjazd jednak nie wszystkie panie miały odwagę tamtędy zjechać.
Po kilku zjazdach nadszedł koniec treningu więc singlem ruszyłyśmy do Moczydłowskiej, gdzie oddzieliłam się już od grupy bo musiałam "zwolnić z dyżuru" z Zającem moją Mamę. Koło Kazurki spotkałam Czarka, który właśnie szykował się do kilku przejazdów pumptrackiem, jeszcze przed zmrokiem.
Dobrze było przypomnieć sobie postawę na rowerze z Pomby, jak się okazało kilka dni później, przydało mi się to podczas zawodów ;)
Trening miał się odbyć na Górze Trzech Szczytów (czyli - bardziej popularnie - Kazurce) ale akurat w tym samym czasie WKK zorganizowało tam objazd trasy mającego się odbyć w sobotę wyścigu Pucharu Mazowsza XC.
Przeczytanie i podpisanie regulaminu - obowiązkowe (fot. KOTMTB)
Przeniosłyśmy się zatem do Lasu Kabackiego, gdzie też można znaleźć miejscówki do potrenowania techniki.
Podstawowa część treningu odbyła się na bocznej ścieżce, biegnącej od Nowoursynowskiej do zbiegu ulic Gąsek i Opieńki. Tam ustawiałyśmy prawidłową pozycję na rowerze (tę część pamiętałam z treningu POMBA, acz niedokładnie - bo już np. wyleciało mi z głowy, że pięty mają być skierowane w dół...)
To nie do końca tak powinno wyglądać... (fot. KOTMTB)
Po ustawieniu prawidłowej wszystkich pań (a może to było przed?), trenowałyśmy balans ciałem na rowerze. Najpierw trenowałyśmy wystawianie pupy za siodełko. Po kilku wcześniejszych treningach (Pomba, Cyklon) wytarcie bieżnika o pieluchę w spodenkach nie stanowiło dla mnie problemu ale późniejsze ćwiczenie - balans ciałem na boki (przekładanie całego ciężaru ciała na jedną stronę roweru) - wydawało się o wiele trudniejsze. Raz widziałam na filmiku jak robi to WKK na treningu i wówczas stwierdziłam, że ja bym tak nie umiała. Podczas dzisiejszego treningu okazało się jednak, że umiem - i że wcale nie jest to takie trudne na jakie wygląda. Za to obydwa ćwiczenia dały ostro popalić mięśniom ud (popróbujcie to porobić kilkadziesiąt razy to sami zobaczycie).
Potem trenowałyśmy zjazd w odpowiedniej pozycji w tym samym miejscu (w stronę ul. Gąsek). Trochę tam było ciasno a pojawiający się od czasu do czasu piesi oraz inni rowerzyści mieli problem z przedarciem się (bo było nas sporo).
W dalszej części treningu przejechałyśmy się kawałkiem toru w trójkącie Opieńki-Rydzowa a potem trenowałyśmy jazdę po korzeniach przy polanie (ci z Was, którzy znają Las Kabacki z pewnością znają to miejsce - w pobliżu polany przy drodze prowadzącej do Ogrodu Botanicznego, gdy jest mokro, tworzy się mega wielka kałuża i jedyną opcją jej objechania jest albo po tych korzeniach na skraju, albo całkiem górą - przez polanę. Pamiętam, że te korzenie wywoływały zawsze wcześniej u mnie drętwienie ale na 27,5 przejeżdża je się bez wielkiej mecyi.
Następnie pojechałyśmy na leśne schody przy ambonie strzeleckiej. Miałam o tyle łatwiej, że regularnie podczas treningu dla zabawy zjeżdżam po tych schodach i znam je jak własną kieszeń - trenerki pochwaliły mnie za zjazd jednak nie wszystkie panie miały odwagę tamtędy zjechać.
Po kilku zjazdach nadszedł koniec treningu więc singlem ruszyłyśmy do Moczydłowskiej, gdzie oddzieliłam się już od grupy bo musiałam "zwolnić z dyżuru" z Zającem moją Mamę. Koło Kazurki spotkałam Czarka, który właśnie szykował się do kilku przejazdów pumptrackiem, jeszcze przed zmrokiem.
Dobrze było przypomnieć sobie postawę na rowerze z Pomby, jak się okazało kilka dni później, przydało mi się to podczas zawodów ;)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!