Wpisy archiwalne w miesiącu
Wrzesień, 2013
Dystans całkowity: | 367.64 km (w terenie 82.00 km; 22.30%) |
Czas w ruchu: | 16:30 |
Średnia prędkość: | 22.28 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 181 (97 %) |
Maks. tętno średnie: | 166 (89 %) |
Liczba aktywności: | 16 |
Średnio na aktywność: | 22.98 km i 1h 01m |
Więcej statystyk |
Merida Mazovia MTB Rawa Mazowiecka - co mnie podkusiło...
Niedziela, 15 września 2013 Kategoria >50 km, wyścigi, ze zdjęciami
Km: | 55.24 | Km teren: | 50.00 | Czas: | 02:45 | km/h: | 20.09 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 177177 ( 95%) | HRavg | 164( 88%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Do Rawy jadę dziś sama, moje Kochania zostały w domu. Dodatkowy lekki stres z powodu samotnej jazdy autem (nie należę do wprawnych kierowców), a może nawet nie jazdy tylko dojazdu na miejsce i perspektywy parkowania w obcym miejscu i potencjalnie wśród tabunów kręcących się wszędzie, nieprzewidywalnych rowerzystów ;)
Zaskakujące, ale prowadzi mi się bardzo dobrze, chociaż tuż po tym jak opuszczam Warszawę, zaczyna siąpić i siąpi właściwie przez cała drogę. Postanawiam jechać Fita bo nie chce mi się tyrać w błocie przez 60 km. Do Rawy dojeżdżam bez kłopotów, całkiem szybko. Na moment zatrzymuję się w zacisznym miejscu, żeby sprawdzić na mapce gdzie dokładnie mam jechać. Potem parkuję auto dość daleko od biura zawodów, żeby nie musieć się przepychać i dodatkowo stresować.
Po wyładowaniu roweru i ogarnięciu się dojeżdżam do miasteczka maratonowego. Jest bardzo chłodno więc postanawiam zrezygnować z objazdu trasy i wrócić do auta po cieplejsze ciuchy. W sektorze ustawiam się zaledwie 10 minut przed startem. W sektorze spotykam Basię ale poza tym nie widać nigdzie nikogo znajomego.
Start po asfalcie, jadę w czubie sektora i jedzie mi się fajnie. Prędkości grubo powyżej 30 km/h a nawet prawie 40 km/h. Mam plan, żeby nie przekraczać tętna 160 ale to oczywiście mi nie wychodzi ;)
Na początku jedzie mi się fajnie (fot. Michał CGR)
Bolące ostatnio kolano rozkręca się i przestaje boleć. Pierwsze kilometry jedzie mi się na tyle dobrze, że zaczynam rozważać jednak Mega. Tym bardziej, że mimo deszczyku trasa nie jest błotnista. Jest fajna i ubita, mało piachu, równe podłoże. Poza tym najwyraźniej organizator zadbał, żeby nie było całkiem płasko bo jest trochę hopek.
Piachu było niewiele
Wyprzedzam jakąś kobitkę i daję jej znać, żeby wskoczyła na koło. Wiezie mi się na kole przez jakiś czas, potem chwilę ja się wiozę jej, rozmawiamy. Ona jedzie Mega, a że jedzie nam się razem do rozjazdu dobrze, to postanawiam jednak pojechać Mega. Po rozjeździe ona gdzieś się gubi. Sprawdzam potem w domu, to Magda Chądzyńska, moja kategoria.
Gdzieś koło 17go kilometra zaliczam glebę, gdy znienacka z boku atakuje mnie podstępny, śliski korzeń. Przy okazji wypiernicza się dwóch kolarzy, którzy jechali za mną ;) Na szczęście nic się nikomu nie stało. Po glebie, tradycyjnie, dostaję speeda, ale nie na długo mi to starcza. Na 24tym kilometrze mnie odcina. W międzyczasie wciągam żel, potem drugi, jednak to niewiele pomaga. Jest coraz gorzej.
Magda mnie dogania i przegania. Przez chwilę jeszcze widzę jej plecy a potem znika w oddali. U mnie coraz gorzej i gorzej. Nie daję rady trzymać koła komukolwiek, powoli wyprzedzają mnie kolejni zawodnicy a ja mam wrażenie, że jadę coraz wolniej i wolniej i wolniej i wolniej, pod koniec wlokę się 15 km/h i nie daję rady mocniej nacisnąć na korby. Poza tym coraz mocniej pada i teren zaczyna robić się ślapkowaty.
Dojeżdżam na metę bardzo późno, z nędzną średnią. Korzyścią z tego jest jedynie to, że nie ma wielkiej kolejki do myjki.
Zła jestem na siebie, ale nie z powodu wyniku ani swojej niedyspozycji (o której doskonale wiem, bo jaką można mieć dyspozycję, mając co chwilę przerwy w treningach) ale z tego powodu, że nie pojechałam Fit, jak pierwotnie planowałam.
To miał być trening i zabawa a wyszło tyle, że się kompletnie bez sensu uchetałam. Magda była na mecie około 12 minut szybciej, to świadczy o rozmiarze kataklizmu w drugiej połowie trasy ;)
Trasa była fajna, szybka ale urozmaicona - nie całkiem płaska. Były ze 3 ciekawe zjazdy, w tym jeden całkiem stromy, zakończony zakrętem o 90 stopni i jedna dość ciasna agrafka do zjechania.
To, ze stoję tak daleko od biura zawodów też mnie wkurza, bo jak wracam do auta z umytym rowerem to już mi się nie chce na piechotę dyrdać do prysznica. Więc na tyle na ile mogłam wycieram się ręcznikiem z wody i błota, przebieram i ogrzewam w aucie a potem wkurzona ruszam do domu.
Ech, głupia ja.
Zaskakujące, ale prowadzi mi się bardzo dobrze, chociaż tuż po tym jak opuszczam Warszawę, zaczyna siąpić i siąpi właściwie przez cała drogę. Postanawiam jechać Fita bo nie chce mi się tyrać w błocie przez 60 km. Do Rawy dojeżdżam bez kłopotów, całkiem szybko. Na moment zatrzymuję się w zacisznym miejscu, żeby sprawdzić na mapce gdzie dokładnie mam jechać. Potem parkuję auto dość daleko od biura zawodów, żeby nie musieć się przepychać i dodatkowo stresować.
Po wyładowaniu roweru i ogarnięciu się dojeżdżam do miasteczka maratonowego. Jest bardzo chłodno więc postanawiam zrezygnować z objazdu trasy i wrócić do auta po cieplejsze ciuchy. W sektorze ustawiam się zaledwie 10 minut przed startem. W sektorze spotykam Basię ale poza tym nie widać nigdzie nikogo znajomego.
Start po asfalcie, jadę w czubie sektora i jedzie mi się fajnie. Prędkości grubo powyżej 30 km/h a nawet prawie 40 km/h. Mam plan, żeby nie przekraczać tętna 160 ale to oczywiście mi nie wychodzi ;)
Na początku jedzie mi się fajnie (fot. Michał CGR)
Bolące ostatnio kolano rozkręca się i przestaje boleć. Pierwsze kilometry jedzie mi się na tyle dobrze, że zaczynam rozważać jednak Mega. Tym bardziej, że mimo deszczyku trasa nie jest błotnista. Jest fajna i ubita, mało piachu, równe podłoże. Poza tym najwyraźniej organizator zadbał, żeby nie było całkiem płasko bo jest trochę hopek.
Piachu było niewiele
Wyprzedzam jakąś kobitkę i daję jej znać, żeby wskoczyła na koło. Wiezie mi się na kole przez jakiś czas, potem chwilę ja się wiozę jej, rozmawiamy. Ona jedzie Mega, a że jedzie nam się razem do rozjazdu dobrze, to postanawiam jednak pojechać Mega. Po rozjeździe ona gdzieś się gubi. Sprawdzam potem w domu, to Magda Chądzyńska, moja kategoria.
Gdzieś koło 17go kilometra zaliczam glebę, gdy znienacka z boku atakuje mnie podstępny, śliski korzeń. Przy okazji wypiernicza się dwóch kolarzy, którzy jechali za mną ;) Na szczęście nic się nikomu nie stało. Po glebie, tradycyjnie, dostaję speeda, ale nie na długo mi to starcza. Na 24tym kilometrze mnie odcina. W międzyczasie wciągam żel, potem drugi, jednak to niewiele pomaga. Jest coraz gorzej.
Magda mnie dogania i przegania. Przez chwilę jeszcze widzę jej plecy a potem znika w oddali. U mnie coraz gorzej i gorzej. Nie daję rady trzymać koła komukolwiek, powoli wyprzedzają mnie kolejni zawodnicy a ja mam wrażenie, że jadę coraz wolniej i wolniej i wolniej i wolniej, pod koniec wlokę się 15 km/h i nie daję rady mocniej nacisnąć na korby. Poza tym coraz mocniej pada i teren zaczyna robić się ślapkowaty.
Dojeżdżam na metę bardzo późno, z nędzną średnią. Korzyścią z tego jest jedynie to, że nie ma wielkiej kolejki do myjki.
Zła jestem na siebie, ale nie z powodu wyniku ani swojej niedyspozycji (o której doskonale wiem, bo jaką można mieć dyspozycję, mając co chwilę przerwy w treningach) ale z tego powodu, że nie pojechałam Fit, jak pierwotnie planowałam.
To miał być trening i zabawa a wyszło tyle, że się kompletnie bez sensu uchetałam. Magda była na mecie około 12 minut szybciej, to świadczy o rozmiarze kataklizmu w drugiej połowie trasy ;)
Trasa była fajna, szybka ale urozmaicona - nie całkiem płaska. Były ze 3 ciekawe zjazdy, w tym jeden całkiem stromy, zakończony zakrętem o 90 stopni i jedna dość ciasna agrafka do zjechania.
To, ze stoję tak daleko od biura zawodów też mnie wkurza, bo jak wracam do auta z umytym rowerem to już mi się nie chce na piechotę dyrdać do prysznica. Więc na tyle na ile mogłam wycieram się ręcznikiem z wody i błota, przebieram i ogrzewam w aucie a potem wkurzona ruszam do domu.
Ech, głupia ja.
Merida Mazovia MTB Rawa Mazowiecka - rozgrzewka i rozjazd
Niedziela, 15 września 2013 Kategoria trening
Km: | 6.60 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:21 | km/h: | 18.86 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
nadeszła jesień
Wtorek, 10 września 2013 Kategoria wycieczki i inne spontany
Km: | 43.82 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:51 | km/h: | 23.69 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 161161 ( 86%) | HRavg | 129( 69%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nadeszła jesień. Można to łatwo poznać nie tyle po tradycyjnych odznakach typu: słońce nisko, spadające liście i zimne noce, co po woni unoszącej się nad Przyczółkową. Kto tamtędy jeździ ten pewnie wie, o czym mówię. W każdym razie jesień przyszła w tym roku wcześnie ;-)
Nade mną zaś chyba ciąży jakaś klątwa. Bo najpierw przerwa w treningach spowodowana ciążą i porodem, potem kolejna z powodu przepukliny a teraz znowu - tym razem na szczęście krótka, po założeniu szwów po usunięciu ósemki. Damn.
Ale poszłam dzisiaj mimo to pokręcić, chociaż lajtowo.
Ostatnio jednak coraz bardziej wkurza mnie wiatr. Jest ciągle jakaś okrutna wichura, praktycznie nie ma dni bezwietrznych lub z jedynie lekkim wiatrem. W dodatku zawsze prawie ten sam kierunek a w efekcie zawsze mam wmordewind gdy wracam do domu. Nie mogłoby chociaż czasem mnie do domu popchnąć?
Nade mną zaś chyba ciąży jakaś klątwa. Bo najpierw przerwa w treningach spowodowana ciążą i porodem, potem kolejna z powodu przepukliny a teraz znowu - tym razem na szczęście krótka, po założeniu szwów po usunięciu ósemki. Damn.
Ale poszłam dzisiaj mimo to pokręcić, chociaż lajtowo.
Ostatnio jednak coraz bardziej wkurza mnie wiatr. Jest ciągle jakaś okrutna wichura, praktycznie nie ma dni bezwietrznych lub z jedynie lekkim wiatrem. W dodatku zawsze prawie ten sam kierunek a w efekcie zawsze mam wmordewind gdy wracam do domu. Nie mogłoby chociaż czasem mnie do domu popchnąć?
nieudana czasówka
Czwartek, 5 września 2013 Kategoria >50 km, trening
Km: | 53.92 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:02 | km/h: | 26.52 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 165165 ( 88%) | HRavg | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Popatrzyłam rano na prognozę pogody i uznałam, że dziś może być dobry dzień na poprawę wyniku czasówki - słaby wiatr północno-zachodni.
Na miejscu okazało się, że wiatr bynajmniej słaby nie jest a w dodatku wieje we wszystkich kierunkach. Czasówki nie udało się poprawić. :-)
Na miejscu okazało się, że wiatr bynajmniej słaby nie jest a w dodatku wieje we wszystkich kierunkach. Czasówki nie udało się poprawić. :-)
coraz lepiej
Środa, 4 września 2013 Kategoria bieganie, trening
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | min/km: | ||
Pr. maks.: | Temperatura: | °C | HRmax: | 172172 ( 92%) | HRavg | 158( 84%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Bieganie |
Dziś trening biegowy, lekkie powtórzenia. Dobrze mi się biegło, chociaż krótko. Pewnie bym jeszcze chwilę potruchtała, gdyby nie to, że zostawiłam śpiącego Zająca samego w domu i wolałam nie wychodzić na dłużej niż tyle, co zadane.
5 minut
Wtorek, 3 września 2013 Kategoria trening
Km: | 18.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:46 | km/h: | 23.87 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 168168 ( 90%) | HRavg | 135( 72%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wreszcie dzisiaj dostałam rozpiskę treningu od Jacka. Super, przyznam szczerze, że nudziły mnie już te bezcelowe jazdy. Lubię mieć coś "zadane". Dziwne? Może... ale już tak mam.
Dziś niezbyt długo, po rozgrzewce tylko pięciominutowy szybki odcinek na Przyczółkowej. Przyznam się szczerze, że poszłam na łatwiznę, jechałam z wiatrem ;)
5 minut ze średnią 38,4. Myślę, że mogłam szybciej bo nie docisnęłam do granic możliwości. Ale to z powodu cholernej lampki, która przełącza się w inny tryb świecenia przy każdym wyboju. Muszę coś z nią zrobić.
Powrót pod wiatr, dziś tak mocno wiało, że w pewnym momencie, jadąc z otwartą gębą, mało nie udławiłam się własną śliną, którą wiatr mi wcisnął do gardła ;)
Dziś niezbyt długo, po rozgrzewce tylko pięciominutowy szybki odcinek na Przyczółkowej. Przyznam się szczerze, że poszłam na łatwiznę, jechałam z wiatrem ;)
5 minut ze średnią 38,4. Myślę, że mogłam szybciej bo nie docisnęłam do granic możliwości. Ale to z powodu cholernej lampki, która przełącza się w inny tryb świecenia przy każdym wyboju. Muszę coś z nią zrobić.
Powrót pod wiatr, dziś tak mocno wiało, że w pewnym momencie, jadąc z otwartą gębą, mało nie udławiłam się własną śliną, którą wiatr mi wcisnął do gardła ;)
cały basen dla mnie
Poniedziałek, 2 września 2013 Kategoria wycieczki i inne spontany
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Pływanie |
Ach, jak cudownie, wakacje się skończyły i wreszcie nie ma tłumów na basenie w ciągu dnia :)
Dziś cały basen i sauna były tylko dla mnie :):)
30 min intensywnego pływania, w tym teścik - pod wodą przepływam cały basen tj. 20 metrów (minus ten kawałek, który potrzeba do wpłynięcia pod wodę... nie wiem ile to może być, ze 2 metry?)
Dziś cały basen i sauna były tylko dla mnie :):)
30 min intensywnego pływania, w tym teścik - pod wodą przepływam cały basen tj. 20 metrów (minus ten kawałek, który potrzeba do wpłynięcia pod wodę... nie wiem ile to może być, ze 2 metry?)
lajtowy wypadzik wieczorny
Niedziela, 1 września 2013 Kategoria wycieczki i inne spontany
Km: | 18.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:48 | km/h: | 23.12 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Takie tam. Fajna aura była wieczorem a ostatnio mało byłam na rowerze, więc chociaż na chwilę wyszłam sobie pokręcić na totalnym luzie :)