kanteleblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(19)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kantele.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2010

Dystans całkowity:670.78 km (w terenie 113.00 km; 16.85%)
Czas w ruchu:35:50
Średnia prędkość:18.72 km/h
Maksymalna prędkość:53.20 km/h
Suma podjazdów:7238 m
Maks. tętno maksymalne:175 (100 %)
Maks. tętno średnie:164 (94 %)
Suma kalorii:30440 kcal
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:30.49 km i 1h 37m
Więcej statystyk

lenistwo pomaratonowe

Poniedziałek, 6 września 2010 Kategoria wycieczki i inne spontany
Km: 6.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:25 km/h: 14.40
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Dzisiaj rano padał deszcz więc przymusowy odpoczynek po maratonie. Wieczorem miałam plan umyć rower po maratonie na myjni ale jak wyjechałam to się okazało, że nic nie skrzypi ani nie trzeszczy. Wychodząc z założenia, że częste mycie skraca życie, olałam mycie roweru. :) Zatem wyszła rekordowo krótka wycieczka po Ursynowie...
Przy okazji przekonałam się, że kupienie spodenek z pampersem było ZŁE. Nie umiem już w innych jeździć... czuję się jak na obcym rowerze :)

Mazovia MTB Pułtusk

Niedziela, 5 września 2010 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami, >50 km
Km: 55.00 Km teren: 50.00 Czas: 02:53 km/h: 19.08
Pr. maks.: 40.00 Temperatura: °C HRmax: 174174 (100%) HRavg 164( 94%)
Kalorie: 2852kcal Podjazdy: 215m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Przyznam się, że obawiałam się tego startu. Po nieudanym maratonie w Otwocku i kolejnym nieudanym w Piasecznie oraz późniejszej wywrotce na zjeździe z Prehyby (która, jak się okazało, nie była taka niegroźna jak mi się wydawało - kolano mnie boli do tej pory), miałam strasznego pietra. Obawiałam się błota, wywrotki, tłoku i w ogóle wszystkiego. Do tego stopnia, że stojąc w sektorze miałam tętno 120... zwykle jest koło 100 :)
Na szczęście obawiałam się całkowicie niepotrzebnie. Trasa była łatwa, nawet jak na moje skromne umiejętności techniczne.
Start na rynku w Pułtusku. Trochę kostki, ale niedużo. Trzeba uważać na szkła bo jest ich na rynku sporo. Dalej spory kawał asfaltu - tu można się rozpędzić i wyprzedzić maruderów z mojego sektora (9), a może nawet kilku maruderów z sektora wyżej ;) Daleki sektor daje tę satysfakcję, że raczej wyprzedzam niż jestem wyprzedzana. Zresztą na asfalcie i szutrach "I am the King", co daje się zauważyć - wyprzedzam wszystkich w zasięgu wzroku ;)
Gorzej z jazdą terenową...
Po odcinku racingowym nagła zmiana terenu i pierwsze górki. Oczywiście robi się zator bo sporo osób wprowadza rowery na piechotę. Jestem zmuszona także zsiąść i wprowadzać bo jest korek. Ze trzy razy musiałam na tym odcinku zejść z roweru, choć nie tylko ze względu na korek ale też ze względu na brak techniki :) Górki są częściowo mocno piaszczyste i moje łydki nie starczają na ich przejechanie.
Dalej już prosta, łatwa droga - szutry, ścieżki. Fajnie ubite.
Momentami jest trochę piaszczyście. Zapomniałam oczywiście spuścić trochę powietrza z kół przed startem (są nabite na maksa). Tylna opona trochę tańczy, ale odkrywam, że jak ją nieco dociążę to jest lepiej. W każdym razie nie zatrzymuję się na żadnym piachu, który jest na płaskim - mam z tego satysfakcję.
Kolejną satysfakcję mam z faktu, że olewam kolejkę czekającą na przejście błotną kładką po strumyku, który jest niedługo potem. Zyskuję dzięki temu co najmniej 6 miejsc - przejeżdżam środkiem, ufając ocenie organizatora, że głębokość około 20 cm (na szczęście okazało się to prawdą). Chociaż ledwo unikam podczas tego manewru plastikowej butelki wystającej z dna i wywrotki ;)
Błoto na trasie jest w niewielu miejscach i całkowicie przejezdne. Przez "groble" na kałużach oraz przez dwie kałuże środkiem przemykam nawet nie zwalniając :) Droga jest piękna widokowo. Między innymi lecimy po rozlewiskach Narwi (o dziwo, tutaj jest całkiem sucho a nawet piaszczyście).
Gdzieś po drodze wypadek. Na zakręcie leży dziewczyna z rozwalonym krwawiącym udem. Zatrzymuje się, ale ona macha ręką i mówi, że pomoc już wezwana. Więc jadę dalej. Potem, gdzieś dalej jeszcze natykam się na karetkę, zbierają kogoś. Zwalniam trochę, ale lecę dalej.
Pierwszy bufet olewam bo organizatorzy usytuowali go przy największej łasze piachu, jaką tylko udało im się znaleźć. Gdybym postanowiła się tam zatrzymać, to już bym nie ruszyła i musiałabym przejść ten odcinek na piechotę. Dlatego przejeżdżam trochę bokiem pod bufetowym namiotem ;) i lecę dalej.
Wyprzedzam dużo ludzi ale na 35 kilometrze łapie mnie kryzys. Nogi nie chcą kręcić a w łydki łapią mnie skurcze. Teraz inni mają okazję mnie minąć. Na szczęście kolejny bufet niedaleko. Łapczywie piję prawię całą butlę Powerade. Po kolejnych 5 km kryzys mija i dostaję nowy zastrzyk sił. Do kolejnego odcinka górek (tego samego co był na początku) zasuwam aż miło. Ścigam się z jakąś dziewczyną z napisem "Posnet" na pupie ;) (niestety, nie udało mi się dostrzec numeru). Najpierw ona mnie wyprzedza, potem ja ją. Obie zsiadamy na piaszczystym podjeździe i zamieniamy parę słów - ona z piątego sektora, ale miała awarię roweru i straciła 15 minut. Niestety, jest szybsza na podejściu i zjeździe i ucieka mi po tej górce. Już jej nie doganiam. Być może była to Hania, bo w Open jest o miejsce przede mną na mecie (2:51:50)
Dalej znowu trudności mi sprawiają piaszczyste podjazdy. Jest ich na szczęście niedużo więc po ich przejechaniu rozpędzam się i prawie cały czas zasuwam 30-stką aż do mety. Na wale nad Narwią wyprzedzam ze trzech chłopaków. Komuś krzyczę "fajny masz numer!" (3666). Śmieje się i zaczyna mnie gonić. Siedzi mi na kole aż do mety. Krzyczy do mnie jeszcze "ale się fajnie załapałem!". Tuż przed metą jakiś kibic nadaje do mnie "Dawaj, jeszcze tylko 200 metrów!" Dostaję mentalnego kopa i trochę chyba gubię "ogon". Na metę "ogon" wjeżdża chwilę po mnie i dziękuje mi, że go pociągnęłam (ale czas i tak miał o 10 sekund lepszy), podajemy sobie ręce.
Za metą czeka na mnie już mój Marek, i kilku startujących znajomych: Tomek, który jak zwykle jest niezły (2:35:28), Krzysiek, który przebił się do kolejnego sektora, tj. 6 a przy okazji wyszedł na prowadzenie w ratingu w naszym małym teamie (2:41:16), Olaf (2:50:42) i jeszcze żona kolegi Benka z synem (jechali razem Hobby). Czekamy dość długo na drugiego Krzyśka (3:36:15), który debiutował dzisiaj.
W międzyczasie gdzieś mi przez chwilkę miga Damian wracający z Giga (3:34:06 - to niesamowite, że prawie dwa razy dłuższy dystans jedzie w czasie zbliżonym do mojego na Mega). Przejeżdża kawałek obok mnie, po czym zawraca. Krzyczę mu "Cześć Damian". Chyba mnie z początku nie poznał :) Liczy na 1 sektor. Zamieniamy dwa słowa ale ucieka do znajomych.
Kręcimy się potem jeszcze chwilę po rynku. Ciasto, izotonik, pomarańcze :)
Czuję się bardzo dobrze. Zadowolona, że wyszło poniżej 3h.




Czas: 2:52:36
Open: 28/36
Kat: 10/14

Miejsca co prawda nie za dobre, ale czasowo fajnie. Była łatwa trasa więc wszystkie laski szybko jechały.
Aha, no i awans z 9 sektora do 4 (!)

Kadencja: 80/113

spotkanie z Czerwonym Bykiem

Piątek, 3 września 2010 Kategoria dojazdy, ze zdjęciami
Km: 26.75 Km teren: 0.00 Czas: 01:12 km/h: 22.29
Pr. maks.: 48.49 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: 1156kcal Podjazdy: 263m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Rano było mocno rześko (9,5 stopnia). Ale ponieważ słonko świeciło, postanowiłam jeszcze nie zakładać nogawek, choć wzięłam je ze sobą na wszelki wypadek. Trochę tego żałowałam bo w połowie drogi do pracy nadeszła strasznie sina chmura i zaczął z niej padać lodowaty deszczyk. Uznałam, że wytrwam te 15 minut i nie marnując czasu na gmeranie w plecaku pojechałam dalej. No i dobrze, bo zaraz przestało padać :)
Powrót przy pięknym słonku a po drodze, na Pl. Trzech Krzyży napotkałam oto taki widok (aż się zatrzymałam, żeby fotki pocykać):





A to w ramach przygotowań do tej imprezy
Opis linka

praca

Czwartek, 2 września 2010 Kategoria dojazdy
Km: 26.60 Km teren: 0.00 Czas: 01:10 km/h: 22.80
Pr. maks.: 44.70 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: 1259kcal Podjazdy: 255m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Wczoraj bez rowerowania bo jak zaczęło lać przedwczoraj po południu tak przestało dopiero dzisiaj w nocy. Ale dziś już można było rowerkiem :) Trochę rześko było rano i straszny wmordewind, ale w sumie to całkiem przyjemnie. Przy powrocie lekko pokropił mnie deszczyk.
kadencja 84/114

kategorie bloga

Moje rowery

KTM Strada 2000 24420 km
Scott Scale 740 6502 km
Scott Scale 70 18070 km
b'twin Triban 3 (sprzedany) 2423 km
Scott Scale 80 (skradziony) 507 km
Giant Rincon (sprzedany) 9408 km
Trenażer 51 km
rower z Veturilo 323 km

szukaj

archiwum