Mazovia MTB Otwock
Sobota, 8 czerwca 2013 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami
Km: | 20.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:04 | km/h: | 19.22 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 177177 ( 95%) | HRavg | 166( 89%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Było jak u Hitchcocka. Najpierw była burza a potem napięcie rosło. :-)
Rano nic nie zapowiada nadchodzącego kataklizmu. Jest ładnie, ciepło - ale nie duszno i bezwietrznie. Idealna pogoda na zawody. Prognozy z wczoraj pokazywały deszcz po południu więc jest git.
Standardowo, objazd początku trasy z Krzyśkiem- sucho, niezbyt dużo piachu, szeroko i płasko. Będzie ostro na początku ale się nie przejmuję bo po starcie w Piasecznie spadłam do 8 sektora, który nie jest jakiś strasznie ścigancki.
Idę do sektora. Rany, ja naprawdę tak wyglądam po ciąży? :(
fot. Sylwia Mazur
Na stadionie sporo błota więc po starcie strzela spod kół na początkowym kawałku asfaltu. Okulary bardzo się przydają w takich momentach.
Jadę dość mocno ale staram się nie zachetać od razu. Próbuję trochę powyprzedzać, żeby nie zostać przyblokowaną na pierwszym piachu. Gdy wjeżdżamy na szuter, zaczyna padać - najpierw lekko i przyjemnie, ale po chwili przyjemny deszczyk zamienia się w oberwanie chmury. Grzmi. Widoczność mocno spada, tym bardziej, że woda zalewa twarz. Postanawiam mimo to poćwiczyć jazdę na kole. Przeskakuję z jednego rowerzysty na drugiego, czasem poganiam prowadzącego, żeby dospawał i przeskakuję dalej. Wykorzystuję innych na maksa, nie przejmując się, że spod kół leci na mnie woda z piaskiem i drobne kamyczki. Dobrze mi się jedzie, na liczniku prawie cały czas ponad 30 a czasem nawet ponad 35.
Tempo mocno spada po wjechaniu w las bo tutaj już ścieżki zamieniły się w rwące potoki. Wszyscy próbują objechać bokiem, ja z początku też. Dopiero po chwili orientuję się, że jednak tym "potokiem" będzie lepiej jechać bo jest płytki a pod spodem twarda nawierzchnia. Jednak tu zaparowują mi całkiem okulary i muszę je zdjąć. To niestety nie pomaga bo błoto leci do oczu. Napęd już rzęzi, chociaż przejechałam zaledwie 10 km. Zaczynam się zastanawiać, czy chcę jechać Mega w takich warunkach. I tak nie walczę o generalkę więc po co zarzynać sprzęt.
Do rozjazdu jeszcze kawał, w sumie jedzie mi się zadziwiająco dobrze, wyprzedzam trochę ale nie szaleję. Cały czas się waham ale tuż przed rozjazdem decyduję się jednak skręcić na Fit. W międzyczasie się rozpogadza a w drugiej części trasy Fit jest całkiem sucho - jakby w ogóle nie padało.
Wjeżdżam na metę w sumie zadowolona ze swojej decyzji. Tym bardziej zadowolona, że sms z wynikami mówi, że jestem piąta. Po chwili dostaję sms od Krzyśka - on też zamiast Giga pojechał Fit.
Finisz (fot. Bogusław Lipowiecki
Myjnia, żarełko i zabieramy się do domu.
Nie jestem ujechana po dystansie Fit więc namawiam Krzyśka na powrót rowerem.
Rano nic nie zapowiada nadchodzącego kataklizmu. Jest ładnie, ciepło - ale nie duszno i bezwietrznie. Idealna pogoda na zawody. Prognozy z wczoraj pokazywały deszcz po południu więc jest git.
Standardowo, objazd początku trasy z Krzyśkiem- sucho, niezbyt dużo piachu, szeroko i płasko. Będzie ostro na początku ale się nie przejmuję bo po starcie w Piasecznie spadłam do 8 sektora, który nie jest jakiś strasznie ścigancki.
Idę do sektora. Rany, ja naprawdę tak wyglądam po ciąży? :(
fot. Sylwia Mazur
Na stadionie sporo błota więc po starcie strzela spod kół na początkowym kawałku asfaltu. Okulary bardzo się przydają w takich momentach.
Jadę dość mocno ale staram się nie zachetać od razu. Próbuję trochę powyprzedzać, żeby nie zostać przyblokowaną na pierwszym piachu. Gdy wjeżdżamy na szuter, zaczyna padać - najpierw lekko i przyjemnie, ale po chwili przyjemny deszczyk zamienia się w oberwanie chmury. Grzmi. Widoczność mocno spada, tym bardziej, że woda zalewa twarz. Postanawiam mimo to poćwiczyć jazdę na kole. Przeskakuję z jednego rowerzysty na drugiego, czasem poganiam prowadzącego, żeby dospawał i przeskakuję dalej. Wykorzystuję innych na maksa, nie przejmując się, że spod kół leci na mnie woda z piaskiem i drobne kamyczki. Dobrze mi się jedzie, na liczniku prawie cały czas ponad 30 a czasem nawet ponad 35.
Tempo mocno spada po wjechaniu w las bo tutaj już ścieżki zamieniły się w rwące potoki. Wszyscy próbują objechać bokiem, ja z początku też. Dopiero po chwili orientuję się, że jednak tym "potokiem" będzie lepiej jechać bo jest płytki a pod spodem twarda nawierzchnia. Jednak tu zaparowują mi całkiem okulary i muszę je zdjąć. To niestety nie pomaga bo błoto leci do oczu. Napęd już rzęzi, chociaż przejechałam zaledwie 10 km. Zaczynam się zastanawiać, czy chcę jechać Mega w takich warunkach. I tak nie walczę o generalkę więc po co zarzynać sprzęt.
Do rozjazdu jeszcze kawał, w sumie jedzie mi się zadziwiająco dobrze, wyprzedzam trochę ale nie szaleję. Cały czas się waham ale tuż przed rozjazdem decyduję się jednak skręcić na Fit. W międzyczasie się rozpogadza a w drugiej części trasy Fit jest całkiem sucho - jakby w ogóle nie padało.
Wjeżdżam na metę w sumie zadowolona ze swojej decyzji. Tym bardziej zadowolona, że sms z wynikami mówi, że jestem piąta. Po chwili dostaję sms od Krzyśka - on też zamiast Giga pojechał Fit.
Finisz (fot. Bogusław Lipowiecki
Myjnia, żarełko i zabieramy się do domu.
Nie jestem ujechana po dystansie Fit więc namawiam Krzyśka na powrót rowerem.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!