jak pech to pech
Poniedziałek, 12 września 2011 Kategoria dojazdy
Km: | 31.65 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:38 | km/h: | 19.38 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 138138 ( 76%) | HRavg | 115( 63%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Co za dzień.
Zaczęło się od tego, że zapomniałam torebki podsiodłowej (która akurat była mi potrzebna bo zamierzałam podoliwić napęd po południu, poza tym była na niej przyczepiona lampka). Musiałam wrócić się spod bloku do domu po nią.
Potem, w trakcie jazdy do pracy okazało się, że w niedzielę sobie obtarłam to i owo i bardzo nieprzyjemnie siedzi na siodełku.
W garażu pod pracą zapomniałam przypiąć roweru i musiałam się wrócić, żeby go przypiąć.
Potem babskie sprawy mnie dopadły.
Potem odbiłam sobie niechcący pieczątkę na białej bluzce (przytulając do siebie teczkę ze świeżo przybitą pieczątką). Na szczęście się sprało a ja miałam zapasową bluzkę w pracy więc nie musiałam siedzieć w mokrej.
Po południu okazało się, że smar się skończył i nie mam jak naoliwić napędu.
Przy powrocie obtarte to i owo bolało mnie już tak, że głupotą było pojechanie przez Wilanów, ale nie bardzo miałam już gdzie odbić na skrót do domu, więc część drogi spędziłam pedałując na stojąco (przy okazji trening taki, niezamierzony...), poza tym źle się poczułam z powodu babskich spraw.
W domu zaś coś mi strzeliło w plecach po tym jak przez cały dzień siedziałam w przeciągu w pracy i ledwo mogłam się ruszać wieczorem.
Z optymistycznych rzeczy to to, że na pewno będę trzecia w generalce w kategorii :)
No i poranny przypadek, po którym jechałam szczerząc się od ucha przez dłuższą chwilę, bo widziałam taką scenkę:
Dojeżdżam do świateł, jest czerwone, stoi kilka samochodów na trzech pasach, na moim stoi mały dostawczak-blaszak. Wymija mnie gość na skuterku, dojeżdża do dostawczaka. Jak już jest blisko, podejmuje chyba decyzję, że przeciśnie się pomiędzy autami do przodu. Skręca kierownicę w lewo, jednak najwyraźniej myli gaz z hamulcem... i nagle przyspiesza i z impetem wjeżdża w kufer dostawczaka. Ze skuterka odpada przedni błotnik zaś z dostawczaka natychmiast wyskakuje wielki koleś i szybkim krokiem idzie do gościa na skuterku.
Postanowiłam nie czekać na rozwój wypadków bo jeszcze by mnie wzięli na świadka ;) Uciekłam na sąsiedni pas i schowałam się za innym autem.
Jak widać, nie tylko ja miałam dzisiaj zły dzień :D
Zaczęło się od tego, że zapomniałam torebki podsiodłowej (która akurat była mi potrzebna bo zamierzałam podoliwić napęd po południu, poza tym była na niej przyczepiona lampka). Musiałam wrócić się spod bloku do domu po nią.
Potem, w trakcie jazdy do pracy okazało się, że w niedzielę sobie obtarłam to i owo i bardzo nieprzyjemnie siedzi na siodełku.
W garażu pod pracą zapomniałam przypiąć roweru i musiałam się wrócić, żeby go przypiąć.
Potem babskie sprawy mnie dopadły.
Potem odbiłam sobie niechcący pieczątkę na białej bluzce (przytulając do siebie teczkę ze świeżo przybitą pieczątką). Na szczęście się sprało a ja miałam zapasową bluzkę w pracy więc nie musiałam siedzieć w mokrej.
Po południu okazało się, że smar się skończył i nie mam jak naoliwić napędu.
Przy powrocie obtarte to i owo bolało mnie już tak, że głupotą było pojechanie przez Wilanów, ale nie bardzo miałam już gdzie odbić na skrót do domu, więc część drogi spędziłam pedałując na stojąco (przy okazji trening taki, niezamierzony...), poza tym źle się poczułam z powodu babskich spraw.
W domu zaś coś mi strzeliło w plecach po tym jak przez cały dzień siedziałam w przeciągu w pracy i ledwo mogłam się ruszać wieczorem.
Z optymistycznych rzeczy to to, że na pewno będę trzecia w generalce w kategorii :)
No i poranny przypadek, po którym jechałam szczerząc się od ucha przez dłuższą chwilę, bo widziałam taką scenkę:
Dojeżdżam do świateł, jest czerwone, stoi kilka samochodów na trzech pasach, na moim stoi mały dostawczak-blaszak. Wymija mnie gość na skuterku, dojeżdża do dostawczaka. Jak już jest blisko, podejmuje chyba decyzję, że przeciśnie się pomiędzy autami do przodu. Skręca kierownicę w lewo, jednak najwyraźniej myli gaz z hamulcem... i nagle przyspiesza i z impetem wjeżdża w kufer dostawczaka. Ze skuterka odpada przedni błotnik zaś z dostawczaka natychmiast wyskakuje wielki koleś i szybkim krokiem idzie do gościa na skuterku.
Postanowiłam nie czekać na rozwój wypadków bo jeszcze by mnie wzięli na świadka ;) Uciekłam na sąsiedni pas i schowałam się za innym autem.
Jak widać, nie tylko ja miałam dzisiaj zły dzień :D
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!