tu i ówdzie
Niedziela, 24 lipca 2011 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany, >100 km
Km: | 103.80 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 05:26 | km/h: | 19.10 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 159159 ( 88%) | HRavg | 120( 66%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Tak w zasadzie to miał być trening ale wyszła po prostu wycieczka. Trening miał być "w spokojnym tempie" i "co ok. 20 minut 2 minuty jazdy z wysokim tętnem" czy jakoś tak :) Nie dało się, bo po 20 minutach jazdy z Krzyśkiem już zapomniałam, że mam robić jakieś wysokie tętna ;) Więc wyszło jak wyszło
Najpierw do Czerska, ładną, niezbyt ruchliwą boczną asfaltówką, fragment wałem nad Wisłą. Tam posiedzieliśmy chwilę w obrębie ruin zamku. Przy okazji zajrzałam do obu wież, czego nie zrobiłam poprzednim razem.
Dalej miało być nazad do Góry Kalwarii i mostem na drugą stronę Wisły ale GK jakoś ominęliśmy, jadąc bocznymi drogami. Jednak most się znalazł szybko.
Z mostu po drugiej stronie szybko uciekliśmy i dalej kawał jechaliśmy wałem. Jak zrobiło się okropnie wyboiście to zjechaliśmy na pobliską szutrówkę (która nie była wcale mniej wyboista). Niestety, wkrótce szutrówka zamieniła się w asfalt i zdecydowanie skręciła w kierunku "od" Wisły. Chcieliśmy jakoś wrócić, ale dróżka wzdłuż Wisły okazała się nieco nieprzejezdna więc poszukaliśmy innej drogi. To był odcinek specjalny, dość dobrze wyposażony w błoto. O ile wcześniej rozmyślałam nad zafundowaniem roweru memu myjni, tak po tym odcinku byłam już pewna, że myjnia będzie niezbędna.
Odcinek specjalny doprowadził nas do ruchliwej otwockiej, którą dotarliśmy w szybkim tempie, jadąc na zmiany, na ścieżkę rowerową na Wale Miedzeszyńskim. Po chwili namysłu postanowiliśmy jeszcze zostać po tej stronie Wisły. Minęliśmy Most Siekierkowski i niedługo skręciliśmy na warszawską ścieżkę nadwiślańską. Niestety, fragment był zalany, trzeba było ominąć go "górą". Przy okazji spotkaliśmy Darka z Bikemana, z którym w zasadzie resztę trasy już jechaliśmy wspólnie.
Ścieżką nadwiślańską dojechaliśmy do Mostu Gdańskiego. Tam na chwilę się rozstaliśmy z Darkiem bo my myknęlismy na drugą stronę Wisły a on gdzieś znikł. Znalazł się jednak jak tylko minęliśmy Most Świętokrzyski. Dojechaliśmy razem prawie pod sam Ursynów. Tu Darek się odłączył, agrumentując, że on ma dopiero 50 km na liczniku a my już prawie 100 więc on musi jeszcze się pokręcić. My z Krzyśkiem wróciliśmy do nas koło Smródki i Kopy Cwila.
Przez całą drogę cośtam groziło z chmur. To ciemniało, to jaśniało. Na Wale Miedzeszyńskim trochę pogroziło palcem i spuściło lekki showerek, którym się jednak nie przejęliśmy. Niestety, duża część trasy we wmordewindzie, ale takie życie.
Mieliśmy dobry timing z powrotem bo całkiem nieźle lunęło niedługo po tym jak zawitałam do domu i wpakowałam w siebie 2/3 paczki makaronu ;)
Wieczorem, jak przestało padać, poczłapałam z rowerem na myjnię :)
kadencja 74/120
KOW: 4 (1304)
Najpierw do Czerska, ładną, niezbyt ruchliwą boczną asfaltówką, fragment wałem nad Wisłą. Tam posiedzieliśmy chwilę w obrębie ruin zamku. Przy okazji zajrzałam do obu wież, czego nie zrobiłam poprzednim razem.
Dalej miało być nazad do Góry Kalwarii i mostem na drugą stronę Wisły ale GK jakoś ominęliśmy, jadąc bocznymi drogami. Jednak most się znalazł szybko.
Z mostu po drugiej stronie szybko uciekliśmy i dalej kawał jechaliśmy wałem. Jak zrobiło się okropnie wyboiście to zjechaliśmy na pobliską szutrówkę (która nie była wcale mniej wyboista). Niestety, wkrótce szutrówka zamieniła się w asfalt i zdecydowanie skręciła w kierunku "od" Wisły. Chcieliśmy jakoś wrócić, ale dróżka wzdłuż Wisły okazała się nieco nieprzejezdna więc poszukaliśmy innej drogi. To był odcinek specjalny, dość dobrze wyposażony w błoto. O ile wcześniej rozmyślałam nad zafundowaniem roweru memu myjni, tak po tym odcinku byłam już pewna, że myjnia będzie niezbędna.
Odcinek specjalny doprowadził nas do ruchliwej otwockiej, którą dotarliśmy w szybkim tempie, jadąc na zmiany, na ścieżkę rowerową na Wale Miedzeszyńskim. Po chwili namysłu postanowiliśmy jeszcze zostać po tej stronie Wisły. Minęliśmy Most Siekierkowski i niedługo skręciliśmy na warszawską ścieżkę nadwiślańską. Niestety, fragment był zalany, trzeba było ominąć go "górą". Przy okazji spotkaliśmy Darka z Bikemana, z którym w zasadzie resztę trasy już jechaliśmy wspólnie.
Ścieżką nadwiślańską dojechaliśmy do Mostu Gdańskiego. Tam na chwilę się rozstaliśmy z Darkiem bo my myknęlismy na drugą stronę Wisły a on gdzieś znikł. Znalazł się jednak jak tylko minęliśmy Most Świętokrzyski. Dojechaliśmy razem prawie pod sam Ursynów. Tu Darek się odłączył, agrumentując, że on ma dopiero 50 km na liczniku a my już prawie 100 więc on musi jeszcze się pokręcić. My z Krzyśkiem wróciliśmy do nas koło Smródki i Kopy Cwila.
Przez całą drogę cośtam groziło z chmur. To ciemniało, to jaśniało. Na Wale Miedzeszyńskim trochę pogroziło palcem i spuściło lekki showerek, którym się jednak nie przejęliśmy. Niestety, duża część trasy we wmordewindzie, ale takie życie.
Mieliśmy dobry timing z powrotem bo całkiem nieźle lunęło niedługo po tym jak zawitałam do domu i wpakowałam w siebie 2/3 paczki makaronu ;)
Wieczorem, jak przestało padać, poczłapałam z rowerem na myjnię :)
kadencja 74/120
KOW: 4 (1304)
komentarze
Byłem w domu o 21:30 :) robiliśmy jeszcze dość długi popas nad jeziorem, pływanie i ognisko, a potem w Czersku czekaliśmy aż przestanie padać. I się nie doczekaliśmy ;)
tomski - 11:42 środa, 27 lipca 2011 | linkuj
szkoda że się nie spotkaliśmy po drodze - pewnie już przejechaliście most w Górze Kalwarii jak ja dobijałem do Czerska.
Ale tego powrotu w deszczu długo nie zapomnę :) tomski - 11:20 środa, 27 lipca 2011 | linkuj
Ale tego powrotu w deszczu długo nie zapomnę :) tomski - 11:20 środa, 27 lipca 2011 | linkuj
część Waszej trasy (do Czerska, potem przez most i dalej do Kępy Nadbrzeskiej) identyczna z moją - jechałem jakieś pół godziny po Was.
Trzeba było zahaczyć o Rokolę, mijaliście jezioro kilkadziesiąt metrów obok, poczulibyście się chwilę jak na Mazurach ;)
Mnie deszcz nie ominął, podczas całego powrotu z Czerska (bo byłem tam jeszcze drugi raz tego dnia, przed 18) towarzyszył nam dżdż ;) tomski - 13:19 wtorek, 26 lipca 2011 | linkuj
Trzeba było zahaczyć o Rokolę, mijaliście jezioro kilkadziesiąt metrów obok, poczulibyście się chwilę jak na Mazurach ;)
Mnie deszcz nie ominął, podczas całego powrotu z Czerska (bo byłem tam jeszcze drugi raz tego dnia, przed 18) towarzyszył nam dżdż ;) tomski - 13:19 wtorek, 26 lipca 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!