Cze z Che nad Wisłą :)
Sobota, 11 czerwca 2011 Kategoria wycieczki i inne spontany
Km: | 40.48 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:32 | km/h: | 15.98 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 152152 ( 84%) | HRavg | 106( 58%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Miałam dzisiaj odpoczywać, oj kurczę no... ale po prostu miałam ochotę na wycieczkę rowerową z Markiem, i już.
Wycieczka bardzo udana. Przetestowaliśmy osławioną ścieżkę nad Wisłą. Jadąc tamtędy pomyślałam sobie: prawdopodobieństwo spotkania Che: 85%.
Nie ujechaliśmy daleko, gdy faktycznie - z naprzeciwka, z komarami w zębach (chociaż bez browara) pojawiła się Che. Zdążyłam jej tylko krzyknąć "CzE!" :) Ale chyba nie usłyszała, bo następnego dnia po Mazovii narzekała, że ją olałam na tej ścieżce ;)
Ścieżka jest świetna, fajna nawierzchnia, trochę falisto, przyjemny cień, fajne zalewowe klimaty (jakieś pozwalane drzewa obok i takie tam), widok na Wisłę...
Wyjechaliśmy na górę pod Mostem Gdański, gdzie przedostaliśmy się na drugą stronę. Ze zdziwieniem odnotowałam fakt, iż po drugiej stronie ogrodzono "terenowy" podjazd... ale już został wyjeżdżony drugi, w miejscu zakończenia płotka ;)
Podjechaliśmy do Centrum Sportu, żeby popatrzeć na zawody XC. Ale ponieważ strasznie długo wybieraliśmy się z domu, to trafiliśmy na samą końcówkę. Chyba kończyło M3, M4 już było w całkiem zaawansowanym stadium a M5 zaczynało. Niestety, nie dało się zbytnio popatrzeć na zmagania w terenie bo dostępny dla widzów obszar był na całkiem płaskim :(
Popatrzyliśmy chwilkę, po czym ruszyliśmy tyłki na drugą stronę ulicy, do Parku Kępa Potocka, zobaczyć co się dzieje na Pikniku Olimpijskim. Prawdę mówiąc... nuda. Impreza bardziej pod kątem dzieci więc nie było zbytnio na czym się zatrzymać. Przystanęliśmy w zasadzie w dwóch miejscach. Przy grillu ;) Opędzlowaliśmy pysznego grillowanego kuraka, oraz przy namiocie PZKOL. Pokręciłam chwilę na ostrym (na trenażerze). Niestety, wszystkie rowery gdzie były normalne pedały albo noski były albo okupowane albo za wielkie. Jedyny dostępny był z pedałami zatrzaskowymi. Moje butki z blokami MTB kompletnie się na tym nie trzymały więc nie miałam za bardzo możliwości mocniej pokręcić. Trudno.
Odpuściłam ostre i zważyłam rower, bo stała tam waga :D
Rower w wersji maratonowej waży 13,08 kg. Dużo :) Chyba trzeba pomyśleć o odchudzeniu... się. Bo to taniej niż odchudzić rower. :)
W wersji "light" (tzn bez licznika, Garmina, pompki, picia, torebki podsiodłowej... i takie tam), równo kilogram mniej.
Do domku wróciliśmy zygzakując, zahaczając o Al. Ujazdowskie. Chciałam nawet wracać przez Wilanów ale odpuściliśmy sobie bo raz - że kilometraż się zrobił trochę duży jak na lajtową wycieczkę przed maratonem a dwa, że zbierało się na deszcz (który w końcu jednak nie spadł).
KOZW (klasyfikacja odczuwalnego zadowolenia z wycieczki): 10 :)
Wycieczka bardzo udana. Przetestowaliśmy osławioną ścieżkę nad Wisłą. Jadąc tamtędy pomyślałam sobie: prawdopodobieństwo spotkania Che: 85%.
Nie ujechaliśmy daleko, gdy faktycznie - z naprzeciwka, z komarami w zębach (chociaż bez browara) pojawiła się Che. Zdążyłam jej tylko krzyknąć "CzE!" :) Ale chyba nie usłyszała, bo następnego dnia po Mazovii narzekała, że ją olałam na tej ścieżce ;)
Ścieżka jest świetna, fajna nawierzchnia, trochę falisto, przyjemny cień, fajne zalewowe klimaty (jakieś pozwalane drzewa obok i takie tam), widok na Wisłę...
Wyjechaliśmy na górę pod Mostem Gdański, gdzie przedostaliśmy się na drugą stronę. Ze zdziwieniem odnotowałam fakt, iż po drugiej stronie ogrodzono "terenowy" podjazd... ale już został wyjeżdżony drugi, w miejscu zakończenia płotka ;)
Podjechaliśmy do Centrum Sportu, żeby popatrzeć na zawody XC. Ale ponieważ strasznie długo wybieraliśmy się z domu, to trafiliśmy na samą końcówkę. Chyba kończyło M3, M4 już było w całkiem zaawansowanym stadium a M5 zaczynało. Niestety, nie dało się zbytnio popatrzeć na zmagania w terenie bo dostępny dla widzów obszar był na całkiem płaskim :(
Popatrzyliśmy chwilkę, po czym ruszyliśmy tyłki na drugą stronę ulicy, do Parku Kępa Potocka, zobaczyć co się dzieje na Pikniku Olimpijskim. Prawdę mówiąc... nuda. Impreza bardziej pod kątem dzieci więc nie było zbytnio na czym się zatrzymać. Przystanęliśmy w zasadzie w dwóch miejscach. Przy grillu ;) Opędzlowaliśmy pysznego grillowanego kuraka, oraz przy namiocie PZKOL. Pokręciłam chwilę na ostrym (na trenażerze). Niestety, wszystkie rowery gdzie były normalne pedały albo noski były albo okupowane albo za wielkie. Jedyny dostępny był z pedałami zatrzaskowymi. Moje butki z blokami MTB kompletnie się na tym nie trzymały więc nie miałam za bardzo możliwości mocniej pokręcić. Trudno.
Odpuściłam ostre i zważyłam rower, bo stała tam waga :D
Rower w wersji maratonowej waży 13,08 kg. Dużo :) Chyba trzeba pomyśleć o odchudzeniu... się. Bo to taniej niż odchudzić rower. :)
W wersji "light" (tzn bez licznika, Garmina, pompki, picia, torebki podsiodłowej... i takie tam), równo kilogram mniej.
Do domku wróciliśmy zygzakując, zahaczając o Al. Ujazdowskie. Chciałam nawet wracać przez Wilanów ale odpuściliśmy sobie bo raz - że kilometraż się zrobił trochę duży jak na lajtową wycieczkę przed maratonem a dwa, że zbierało się na deszcz (który w końcu jednak nie spadł).
KOZW (klasyfikacja odczuwalnego zadowolenia z wycieczki): 10 :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!