Legionowska Dycha
Niedziela, 5 czerwca 2011 Kategoria bieganie, zawody biegowe
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:03 | km/h: | 0.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
AaaaAAAaaa uff, jak gorąco, puff, jak gorąco.... a tu dupa, zapisało się na 10 km to trzeba biec teraz bo inaczej wpisowe przepadnie :) Zresztą po cichu liczyłam na kolejną życiówkę. A jeszcze bardziej po cichu na złamanie 1h, a co.
Pierwsze 5 km w sumie całkiem fajnie mi się biegło, chociaż już na zawrotce po pierwszej pętli uznałam, że na złamanie 1h jeszcze za wcześnie. Nie da rady bo na połmetku było ciut powyżej 30 min. Ale może chociaż życiówka.
Gorąco było okrutnie, na szczęście w połowie strażacy ustawili "kurtynę wodną", która dała przyjemne orzeźwienie, oraz był bufet z wodą. Poza tym na trasie stali mieszkańcy i polewali z węży do podlewania ogródka :D
Oczywiście, jak zwykle za szybko zaczęłam i tempo spadało z każdym kilometrem.
Po 6 km zaczęło być coraz gorzej i coraz trudniej. Do tego stopnia, że około 8 kilometra już straciłam nadzieję na pobicie życiówki. Jednak starałam się trzymać wzrokowy kontakt z tylną częścią ciała biegnącej przed nami pary :) Czasem nawet zamieniliśmy z nimi kilka motywujących słów. To trochę pomogło. Pomogło do tego stopnia, że gdy oni w pewnym momencie zaczęli iść, to ich wyprzedziliśmy. Na 9 kilometrze z przerażeniem stwierdziłam, że muszę biec w tempie 6 min/km żeby zrobić życiówkę i się trochę załamałam bo już byłam u kresu sił. Jednak dałam z siebie wszystko i ledwo zipiąc, sapiąc, harcząc (Marek chyba już myślał, że padnę trupem i nie dobiegnę), wykręciłam na tym ostatnim kilometrze 05:49.
... No to mam życiówkę, ale to była chyba najtrudniejsza moja dotychczasowa życiówka!
netto: 01:02:38
Open: 35/62
K3: 14/28
HR: 166/179
KOW: 9 (567)
Pierwsze 5 km w sumie całkiem fajnie mi się biegło, chociaż już na zawrotce po pierwszej pętli uznałam, że na złamanie 1h jeszcze za wcześnie. Nie da rady bo na połmetku było ciut powyżej 30 min. Ale może chociaż życiówka.
Gorąco było okrutnie, na szczęście w połowie strażacy ustawili "kurtynę wodną", która dała przyjemne orzeźwienie, oraz był bufet z wodą. Poza tym na trasie stali mieszkańcy i polewali z węży do podlewania ogródka :D
Oczywiście, jak zwykle za szybko zaczęłam i tempo spadało z każdym kilometrem.
Po 6 km zaczęło być coraz gorzej i coraz trudniej. Do tego stopnia, że około 8 kilometra już straciłam nadzieję na pobicie życiówki. Jednak starałam się trzymać wzrokowy kontakt z tylną częścią ciała biegnącej przed nami pary :) Czasem nawet zamieniliśmy z nimi kilka motywujących słów. To trochę pomogło. Pomogło do tego stopnia, że gdy oni w pewnym momencie zaczęli iść, to ich wyprzedziliśmy. Na 9 kilometrze z przerażeniem stwierdziłam, że muszę biec w tempie 6 min/km żeby zrobić życiówkę i się trochę załamałam bo już byłam u kresu sił. Jednak dałam z siebie wszystko i ledwo zipiąc, sapiąc, harcząc (Marek chyba już myślał, że padnę trupem i nie dobiegnę), wykręciłam na tym ostatnim kilometrze 05:49.
... No to mam życiówkę, ale to była chyba najtrudniejsza moja dotychczasowa życiówka!
netto: 01:02:38
Open: 35/62
K3: 14/28
HR: 166/179
KOW: 9 (567)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!