kanteleblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(19)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kantele.bikestats.pl

linki

Mazovia MTB Piaseczno

Niedziela, 23 maja 2010 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami, >50 km
Km: 63.00 Km teren: 63.00 Czas: 04:19 km/h: 14.59
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
jedno słowo... MASAKRA
Kolega Tomek postraszył mnie na początku że ojojoj strasznie, błoto wszędzie, kałuże i bajorka. Faktycznie, przez pierwsze 20 km było trochę błota ale niegroźne, w większości przejezdne. Pierwsze 20 km zajęło mi około godzinę, więc zapowiadał się niezły czas. Zadowolona, wysłałam mojemu Markowi smsa, że "nie jest tak źle" :)
W "złą godzinę". Bo od około 25 kilometra się zaczęło... bajora, bagna, bajora bagna. Po ośki.

Na początku próbowałam obchodzić jakoś te bajora bokiem, ale w pewnym momencie natrafiłam na takie, gdzie po prostu nie było gdzie przejść bokiem. No to sru, środkiem... I doszłam do wniosku, że już lepiej środkiem bo przynajmniej woda trochę chłodzi zmęczone nogi :) Jak na moje oko to z 10 km (w sumie) z całej trasy to były takie właśnie bajora, kompletnie nie do przebycia dla mnie suchą nogą. Z piętnaście km to były w miarę przejezdne błota (przejezdne z prędkością około 10 km/h i kierownica uciekała na wszystkie strony). Pozostałą część stanowiły leśne ubite drogi/zabłocone szutry i trochę asfaltu. Ten asfalt to chyba dali w celu wytrząśnięcia sobie błota z bieżnika na twarz :) I tak właściwie do samej mety... Nawet ci z Fit mieli okropnie...
Drugi "paśnik" był trochę za daleko. Picie mi się skończyło gdzieś z 20 km od pierwszego bufetu i od pewnego momentu myślałam tylko o tym, żeby się czegoś napić. Na drugim bufecie wytrąbiłam butelkę wody i dwa kubeczki izotonika. Dobiła mnie kompletnie dziewczynka, która spytała mnie tam "czy to już wszyscy z sześćdziesiątki?". Ja na to, że nie, chyba nie wszyscy... mam nadzieję, że nie wszyscy :) (jak się okazało w wynikach, to chyba jednak byli już wszyscy...)
Pod koniec trochę sił dodał mi Damian, który wyprzedził mnie jadąc Giga i spytał złośliwie, czy nie trzeba mnie popchnąć :)
Dojechałam na metę w takim stanie, że Marek z Tomkiem się przerazili moim wyglądem (nie mam na myśli błota). Nawet nie miałam siły jeść tego pysznego ciasta, które zawsze jest na koniec.

Ogólnie rzecz biorąc to organizatorzy trochę przesadzili z błotem. Wiedząc, że była burza w nocy, powinni skrócić trasę. Do 45 km byłoby w miarę w porządku. Ale 62 km w takiej potwornej masakrze błotnej dla mnie było po prostu kompletnie wypluwające. Po czterech godzinach nienawidziłam roweru i miałam ochotę pieprznąć nim w krzaki i usiąść w tym błocie i zostać zjedzona przez komary. Nie zrobiłam tego tylko z tego powodu, że to nie wina roweru a poza tym kto by potem stamtąd zebrał moje zwłoki ;)


Wyniki naprawdę niezachęcające, zwłaszcza po kompletnie nieudanym starcie w Otwocku (awaria): 37/39 open, 14/15 kat. Ale jakimś cudem przesunęłam się o sektor do góry...

Natomiast bardzo jestem zadowolona z pracy rowerka. Nic się nie zepsuło, wszystko działało na tip-top, przerzutki, hamulce, naprawdę super - mimo oblepiającego wszystko błocka. Trochę miałam trudności z wpinaniem się w spd po co bardziej błotnych odcinkach ale kilkukrotne kopnięcie w pedał troche pomaga ;)

komentarze
Gratuluję umiejętności pisania smsów w czasie maratonu :). A w sprawie błota to może i dobrze, że nie byłaś w Radomiu (przynajmniej nie widzę wpisu z Radomia) bo tam błoto było na całej trasie ;). Trzymaj się !
pozdrawiam
MKTB
- 19:14 niedziela, 30 maja 2010 | linkuj
Damian: żartuję, że "złośliwie" :) naprawdę nieco mnie zmotywowałeś (ale nie za bardzo bo już byłam ledwo żywa i popych by mi się bardzo przydał) ;)
a co do przesadzenia przez organizatorów to pamiętaj, że ja patrzę na to z punktu widzenia mnie jako okazjonalnego maratończyka. Piaseczno przerosło moje siły. Jeszcze standardowy kilometraż 42-45 bym zniosła ale po tych 62km dojechałam do mety ledwo żywa i prawie ostatnia, z czego nie jestem zadowolona. Prawdę mówiąc dzisiaj rano to nawet nie spojrzałam na rower, co mi się nie zdarzyło do tej pory...
kantele
- 12:16 poniedziałek, 24 maja 2010 | linkuj
Rzeczywiście to była masakra...na trasie można było sobie popływać w niektórych miejscach ;)
I tak jak napisałaś...dystans pomiedzy pierwszym a drugim bufetem zdecydowanie za długa.
Pozdrawiam ;)
Zetinho
- 09:07 poniedziałek, 24 maja 2010 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

KTM Strada 2000 24420 km
Scott Scale 740 6502 km
Scott Scale 70 18070 km
b'twin Triban 3 (sprzedany) 2423 km
Scott Scale 80 (skradziony) 507 km
Giant Rincon (sprzedany) 9408 km
Trenażer 51 km
rower z Veturilo 323 km

szukaj

archiwum