kanteleblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(19)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kantele.bikestats.pl

linki

MTB Cross Maraton Kielce Bike Expo

Sobota, 23 września 2017 Kategoria ze zdjęciami, wyścigi, >50 km
Km: 51.22 Km teren: 0.00 Czas: 04:18 km/h: 11.91
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
No przecież wiedziałam, że tak będzie. Łudziłam się, że nie, ale przecież musiało.

Być zarąbiście błotniście.
No bo przecież ciągle ostatnio leje, nie mogło być inaczej.

Jadę do tych Kielc bo pamiętam, że w Kielcach była świetna trasa, poza tym ciekawi mnie, jak zostało rozwiązane połączenie naszego cyklu z cyklem BikeMaraton na tej edycji. Jadę i cały czas trochę mam nadzieję, że jak dojadę na miejsce to okaże się, że leje deszcz. Wtedy, podobnie jak bodajże dwa lata temu na kieleckiej edycji PolandBike, po prostu oleję maraton i pójdę połazić po targach ;)
Niestety, nie leje. Nawet w sumie jest dość przyjemnie, choć pochmurnie. Słowo się rzekło, kobyłka u płotu, jadę.

fot. Fotomaraton.pl



Bez problemu i bez kolejki odbieram dość bogaty pakiet BM, w nim fajna koszulka (potem okazuje się, że wzięłam zbyt małą, szkoda trochę). Jadę z numerem i czipem BM. Na terenie targów mnóstwo ludzi, na samym ŚLR byłoby pewnie ze 4 razy mniej zawodników. Już w miasteczku startowym jest dużo błota więc mam pewną przygrywkę do tego, co będzie na trasie. Mam przydzielony dość wysoki sektor ale nie ma już czasu na przesunięcia, trudno - myślę sobie - najwyżej będą mnie musieli objeżdżać. Staję z boku przy wejściu do sektora, który już jest zapełniony więc nie bardzo da się wepchać. Sektory będą puszczane co jakiś czas więc wejdę sobie jak zacznie się przesuwać. Gdzieś tam miga mi znajoma twarz ale nie ma jak pogadać. Tuż przed startem spada kilka kropel deszczu, ale skoro już stoję w pełnym rynsztunku to teraz nie będę się wycofywać.

fot. Kasia Rokosz


Po wyjechaniu z terenu targów dość duży kawał asfaltem, co nietypowe dla ŚLR, ale pewnie poszedł jakiś kompromis z organizatorami BM a może inaczej się nie dało... Po wjechaniu w szutrową drogę widzę stojącą z boku Mirrę. Wrzeszczy do mnie "Martaaaaa, jedzieeeeesz!" ;)
Pierwsza godzina dość płaska, niewymagająca. Mało elementów technicznych, mało podjazdów. Tętno dobre, dość szybko się rozkręcam i jedzie mi się całkiem dobrze. O dziwo, nie wyprzedza mnie aż tak wielu zawodników, jak przewidywałam. Jest błoto. Mniejsze lub większe - niektóre kawałki są tylko "ślapkowate", inne zaś to naprawdę głębokie błotne spa. Nie pada, ubranie dobrane idealnie - nie jest mi gorąco ani nie marznę.

fot. Fotomaraton.pl



Pierwszy poważniejszy podjazd dopiero gdzieś na 17tym kilometrze i pnie się o około 130m do góry na 3km. Całkiem fajnie mi się go podjeżdża, pod szczytem prawie dochodzę do HRmax ;) Potem dość szybki, dwukilometrowy zjazd, o prawie tyle samo. Potem jeszcze kilka trochę mniejszych wspinek i zjazdów aż do 33go kilometra. Ten fragment trasy biegnie zasadniczo ciut wyżej niż początek trasy i jest momentami fantastycznie techniczny, trochę singla, trochę skałek, niestety - w kilku miejscach nieco dla mnie zbyt trudny do przejechania i czasem muszę podprowadzić rower. Ten odcinek, choć o wiele bardziej suchy niż wcześniejszy, jest też zdecydowanie bardziej męczący i gdzieś po drugiej godzinie jazdy zaczynam trochę "odpadać". Kolejne kilka kilometrów to zjazd w dół i parę mniejszych hopek, które już przejeżdżam ze zdecydowanie mniejszym animuszem. Tutaj też, prawdopodobnie w wyniku zmęczenia, zaliczam dwie niegroźne gleby. Obie bardzo podobne - przednie koło zassane w błotną pułapkę i "plask" na lewy bok. Po pierwszej wywrotce mam tylko ubłoconą rękawiczkę i kierownicę ale po drugiej - cały lewy bok mam w błocie.

fot. Fotomaraton.pl




Na ostatnim, półgodzinnym odcinku po łąkowych muldach, cierpię już katusze i z utęsknieniem wyglądam mety. Myślę sobie, jak to byłoby cudownie zabić GITa tępym nożem  i przypominam sobie rozmowę, którą odbyłam z mężem wczoraj: "O, jak fajnie, miało być 51 km a będzie tylko 49" - "A co ci za różnica, te 2km?". Otóż... jest różnica, zwłaszcza jeśli z zapowiadanych 49 jednak robi się jednak 51 i jedziesz już piątą godzinę, myśląc tylko, jakim wymyślnym sposobem zarżniesz organizatora.

fot. Fotomaraton.pl


Wjeżdżam na metę kompletnie wypluta po prawie 4h20, a miało być tak pięknie... Jestem ostatnia w kategorii i przedostatnia wśród kobiet, jednak po ostatnich porażkach już się na to naszykowałam psychicznie i przełykam tę gorzką pigułkę bez większych emocji.
Na zimnym bufecie niewiele zostało, ciepłego nie mogę znaleźć. Kręcę się, trochę chyba oszołomiona, nie wiem co ze sobą zrobić. Ubłocona idę do hali, gdzie ma się odbyć dekoracja, bez sensu... idę szukać myjki. Znajduję, zimnym karcherem myję sobie nogę a potem dopiero zauważam toitoiowe prysznice. !!!!! Prysznice!!!! W dodatku z CIEPŁĄ WODĄ! :D:D:D:D
Może nie jest zbyt komfortowo ale daje się normalnie umyć - trochę żałuję, że nie mam żelu pod prysznic ale na ŚLR nie wożę bo nie ma takich luksusów i żel jest zbędny bo i tak nie ma go gdzie wykorzystać. Dobrze, że chociaż ręcznik mam. Uszczęśliwiona prysznicem wracam do domu, głodna... więc oczywiście po drodze zaliczam Mac'a w Radomiu ;)

komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

KTM Strada 2000 24420 km
Scott Scale 740 6502 km
Scott Scale 70 18070 km
b'twin Triban 3 (sprzedany) 2423 km
Scott Scale 80 (skradziony) 507 km
Giant Rincon (sprzedany) 9408 km
Trenażer 51 km
rower z Veturilo 323 km

szukaj

archiwum