kibicowanie na Gliczarowie
Piątek, 4 sierpnia 2017
Km: | 9.15 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:00 | km/h: | 4.58 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Wędrówka |
Po Tour de Pologne Amatorów powlokłam się do kwatery. Nie było co robić w miasteczku zawodów, nie było co zjeść ani się czego napić. Upał był straszny i marzyłam tylko o chłodnym prysznicu. W domu wzięłam prysznic, zjadłam coś i walnęłam się na wyrko. Padłam jak śnięta mucha ale nie spałam ani dobrze ani długo - na podwórku co chwilę coś się działo, strasznie skrzypiały jakieś drzwi, warczał traktor a lokatorzy i ich dzieci się darli. Po przerywanej drzemce popatrzyłam na zegarek i uznałam, że może zdążę na Gliczarów pokibicować zawodowcom, kiedy będą przejeżdżać drugi raz. Poszłam dość okrężną trasą bo nie bardzo znałam skrót - poszłam więc trasą naszego wyścigu. Nie powiem, to był kawał drogi. W tym upale zmęczyłam się strasznie, zresztą spora część była pod górę z solidnym nachyleniem. Ale było warto. Na miejsce zaszłam prawie idealnie na czas. Akurat na przejazd kolumny reklamowej. Załapałam się na T-shirt ;) Na szczycie podjazdu, przy premii, dzikie tłumy - przy drodze, na trawie, z samochodami, z całymi piknikami, całe rodziny, ludzie siedzący pod namiotami, rozpalający grilla, normalnie impreza alternatywna ;) Zeszłam niżej, tam zastałam Babę na Rowerze i Iżonę i jeszcze większe tłumy. Z tą różnicą, że tutaj wszyscy stali przy drodze bo obok nie było miejsca ;) Z flagami, z wuwuzelami, kołatkami, przebierańcy i w ogóle cyrk. Super!
Chwila gadki szmatki, ćwiczenie meksykańskiej fali, wreszcie przejazd pierwszych aut i motorów prowadzących wyścig i...
Peter Sagan <3 który jako pierwszy wjechał na tę górę. Dowiedziałam się potem, że od dawna jechał jako uciekinier na tym etapie.
Potem przerwa, jakiś czas nic, potem następni kolarze, w tym Majka, któremu nie udało się zrobić zdjęcia.
Darłam się jak wariatka, zresztą nie tylko ja - dałam się ponieść temu, co się tutaj na tym podjeździe działo. Ludzie krzyczeli, klaskali, biegli, niektórzy popychali kolarzy za siodełka, niesamowita atmosfera. Warto było tu przyczłapać, mimo dużego zmęczenia i upału.
Wróciłam z Babą - Pauliną, i jej kolegą, nieco krótszą drogą. Po drodze jeszcze kilka zdjęć z dalszej części podjazdu. W międzyczasie obgadałyśmy z Pauliną szczegóły co do naszego jutrzejszego wspólnego rowerowania. Miałam naprawdę duże wątpliwości, czy dam radę przejechać zaplanowaną przez nią trasę...
Chwila gadki szmatki, ćwiczenie meksykańskiej fali, wreszcie przejazd pierwszych aut i motorów prowadzących wyścig i...
Peter Sagan <3 który jako pierwszy wjechał na tę górę. Dowiedziałam się potem, że od dawna jechał jako uciekinier na tym etapie.
Potem przerwa, jakiś czas nic, potem następni kolarze, w tym Majka, któremu nie udało się zrobić zdjęcia.
Darłam się jak wariatka, zresztą nie tylko ja - dałam się ponieść temu, co się tutaj na tym podjeździe działo. Ludzie krzyczeli, klaskali, biegli, niektórzy popychali kolarzy za siodełka, niesamowita atmosfera. Warto było tu przyczłapać, mimo dużego zmęczenia i upału.
Wróciłam z Babą - Pauliną, i jej kolegą, nieco krótszą drogą. Po drodze jeszcze kilka zdjęć z dalszej części podjazdu. W międzyczasie obgadałyśmy z Pauliną szczegóły co do naszego jutrzejszego wspólnego rowerowania. Miałam naprawdę duże wątpliwości, czy dam radę przejechać zaplanowaną przez nią trasę...
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!