kanteleblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(19)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kantele.bikestats.pl

linki

MTB Cross Maraton Daleszyce

Niedziela, 23 kwietnia 2017 Kategoria ze zdjęciami, wyścigi
Km: 40.11 Km teren: 0.00 Czas: 03:48 km/h: 10.56
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Pogoda kwietniowa w tym roku fatalna. Poza jednym ciepłym weekendem (tym z Chęcinami), jest cały czas mega zimno, popadują różne badziewia, włącznie ze śniegiem. W Tatrach świetne warunki narciarskie, w Świętokrzyskich - chyba śnieg czasem jest, a czasem nie ma, na pewno zaś jest zimno i pada deszcz. Prognozy na niedzielę były nieciekawe i baaaardzo mocno się zastanawiałam, czy w ogóle podejmować daleszycką rękawicę w tym roku. Byłam nastawiona raczej na "nie" ale w sobotę wyszłam na lekką pokrętkę, aby zmarznąć, zostać polaną deszczem i się utwierdzić w tej decyzji. Niestety (a może stety?) okazało się, że w sumie było dość przyjemnie więc zdecydowałam się jednak jechać do Daleszyc ;)

fot. MTB Cross Maraton


W Daleszycach frekwencja nieduża, co widać po dostępności miejsc parkingowych w okolicach rynku. Pogoda odstraszyła potencjalnych chętnych, w tym Pawła, który miał ewentualnie zabrać się ze mną. W efekcie tylko ja bronię dziś honoru Cyklona ;) 
Po drodze popaduje ale w Daleszycach świeci słońce. Gdy zawieje, zwłaszcza w cieniu, jest baaardzo chłodno ale na słonku robi się za ciepło. I mam dylemat ubraniowy, jak zwykle, ale postanawiam jednak startować zgodnie z pierwotnym planem ciuchowym czyli zimowo ale bez dodatkowej warstwy.

Robię sobie rozgrzewkę i ustawiam się w sektorze tuż przed startem. W sektorze może ze 20 osób. Pani Mirka pyta mnie o nastawienie więc odpowiadam, że jest dobre i liczę na niezbyt dużo błota. Pani Mirka mówi, że nie jest go dużo.
...
Jeśli to według niej nie było dużo błota, to nie chcę wiedzieć, ile go jest, gdy jest go dużo ;)

Trasa, ze względu na warunki, chyba nieco pozmieniana w stosunku do poprzednich edycji. Mam wrażenie, że kilku "soczystych" kawałków zabrakło... ale nie wykluczam, że były, tylko przykryte ślapowatym błotem ;)
Na początku spory kawał po asfalcie, chyba z 5 km, a potem... błoto. Błoto błoto i jeszcze błoto. A, no i jeszcze trochę błota ;) A, i po drodze Zamczysko. A potem jeszcze trochę błota ;)

fot. MTB Cross Maraton


No dobra, żartuję sobie trochę, ale błota na trasie jest naprawdę dużo. Nie wiem, czy nawet nie więcej niż w błotno-burzowym sezonie 2014. Wtedy bardzo dużo szłam z rowerem, dziś też. I to nawet nie chodzi o trudność techniczną w jeździe po błocie, bo z tym sobie radzę. Tylko takie mielenie jest mega męczące - zarówno fizycznie jak i psychicznie. Są takie fragmenty, że jest głębokie błoto, potem fragment przejezdny, tak z 200m, potem znów błoto... i tak w kółko - w pewnym momencie dochodzę do wniosku, że w ogóle nie opłaca się po błocie wsiadać na rower bo zaraz znów trzeba schodzić.

Gdzieś tam, w którymś z miliona błotnych miejsc, rower tańczy i podpieram się nogą, lądując nią prosto w błotnej pułapce. Siłą rzeczy muszę też stanąć tam drugą - żeby wywlec rower z tego trzęsawiska. Dobrze, że jadę w owiewach to może buty tak strasznie nie dostaną. Za to owiewy wyglądają, jakby ktoś próbował mi zrobić betonowe kaloszki ;D

fot. MTB Cross Maraton


Paradoksalnie, na kamienistych gołoborzach odpoczywam trochę. Bo nie ma tu błota. Po kamieniach jedzie mi się dziś zaskakująco dobrze, gdzieniegdzie uprzedzam "gębowo" prowadzących rowery lub jadących wolniej przede mną i przejeżdżam obok. Gdy dojeżdżam do Zamczyska, micha mi się cieszy i dreszczyk emocji gdzieś przechodzi po karku - zaraz będzie ten cudowny zjazd! Co za zmiana nastawienia - w 2014 roku ledwo zjechałam go częściowo, z zaciśniętymi zębami i hamulcami i na sztywnych rękach, a dziś - czekam na niego z utęsknieniem. Zjeżdżam go w jakimś dzikim tempie (jak na mnie, oczywiście).

Po Zamczysku, według Mirry, miała być jakaś "niespodzianka" i nie jestem pewna co Pani Mirka miała na myśli. Bo póki co, jedyną niespodzianką po Zamczysku są dalsze hektary błota, choć faktycznie niektóre dość ciekawe - najciekawsze są błotne zjazdy, gdzie warstwa błota jest dość cienka i pod spodem jest twardy kamienisty grunt, którego nie widać. Jest zdradliwie, bo w niektórych miejscach błoto jest głębsze albo kamienie większe i trzeba strasznie uważać, żeby gdzieś nie utknąć. Taka jazda męczy mnie psychicznie i też w którymś momencie wymiękam i co jakiś czas się zatrzymuję, żeby odzipnąć.

fot. MTB Cross Maraton


Za dużo tego butowania, zdecydowanie zbyt buciany początek sezonu. Butowanie było w Chęcinach, butowanie jest dzisiaj... masakra jakaś. Znów w pewnym momencie już przestaję się ścigać i jadę (lub idę) sobie dla przyjemności, słuchając ptaków i gadając z towarzyszami niedoli. Z jednym panem jadę przez jakiś czas gawędząc z nim, czasem on zostaje w tyle, czasem ja, wspólnie zastanawiamy się, czy jesteśmy ostatni ;) Ale chyba nie, na punkcie kontrolnym gdy pytam, pocieszają mnie, że za mną jeszcze są zawodnicy.

Pogoda cały czas wariacka. Na początku świeci słońce i martwię się, że za ciepło się ubrałam ale po chwili wiejący zimny wiatr przekonuje mnie, że jednak jest OK. Potem co pięć minut jest inaczej - słońce, deszcz, śnieg, chyba też grad. Nawet mi to nie przeszkadza bo trasa jest prawie cała w lesie. Nawet ten zimny wiatr i zacinający śnieg nie przeszkadzają ale co chwilę zapinam i odpinam górę bluzy ;) W nogi ciepło i nie żałuję, że założyłam owiewy.

Ostatnie kilometry wloką się niemiłosiernie ale na szczęście organizatorzy podali długość trasy bardzo dokładnie tym razem i nie mam niespodzianki w postaci "44-ty kilometr a mety ani widu ani słychu" ;) Wjeżdżam na upragnioną metę dość wyczerpana i od razu rzucam się na posiłek regeneracyjny, którym jest pyszny żurek. Potem korzystam, że nie ma dużej kolejki do myjki i ustawiam się do mycia - w międzyczasie przychodzi sms z wynikami - 5 miejsce :) Ciekawe, czy na 5... (okazało się, że na 6 więc nie byłam ostatnia, hehe). Myję rower, sprawdzam, czy trwająca dekoracja to nadal Family, idę się przebrać. Przebieranie idzie mi ciężko bo jest straszliwie zimno i grabieją mi palce - mam trudności z odpięciem butów ale w końcu się udaje... wracam na Rynek w dobrym momencie, akurat zaczyna się dekoracja Fan ;) Spotykam kilkoro znajomych, odbieram plakietę (zamiast medalu, ble) i ekspresowo się ewakuuję ;)

Zmarznięty gnom z plakietą (fot. Finisher)



komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

KTM Strada 2000 24420 km
Scott Scale 740 6502 km
Scott Scale 70 18070 km
b'twin Triban 3 (sprzedany) 2423 km
Scott Scale 80 (skradziony) 507 km
Giant Rincon (sprzedany) 9408 km
Trenażer 51 km
rower z Veturilo 323 km

szukaj

archiwum