MTB Cross Maraton Morawica
Niedziela, 7 sierpnia 2016 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami
Km: | 45.33 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:29 | km/h: | 18.25 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Choć prognozy i aura w Warszawie nie wyglądały ciekawie, a dowcipny komentarz organizatora, "Pokrótce szanse na bezdeszczowy przyjazd na metę ostrożnie szacujemy na 1%" nie pozostawiał wiele nadziei, pogoda poprawiała się w trakcie jazdy do Morawicy a w samej Morawicy przywitało nas przyjemne łagodne ciepełko i słońce.
Ania, Damian i Paweł przed startem
Przyjechaliśmy z Zosią i Sławkiem mega wcześnie więc z ich znajomymi, którzy zaparkowali obok nas, najpierw były pogaduchy, śmiechy i spożywanie posiłków przedstartowych ;) a potem rozgrzewka i objazd asfaltowego fragmentu trasy. Wracając jakoś się odłączyłam od reszty ale za to wykukałam na parkingu Cyklonów Damiana z Anią oraz Pawła więc czas pozostały do startu spędziłam z nimi.
Start! (fot. Rower-Sport Kielce)
Dane trasy i profil zapowiadał szybki i prosty maraton i faktycznie maraton w Morawicy taki był.
Przed startem przeanalizowałam dokładnie profil trasy i postanowiłam nieco oszczędzać siły w pierwszej, ciut bardziej pofałdowanej połowie, aby móc docisnąć w drugiej.
Na początku jechałam, zgodnie z planem, dość spokojnie. Tu było więcej górek ale dość krótkich więc ta pierwsza połowa była interwałowa. Postawiłam sobie za ambit dobre rozłożenie sił. Plan był żeby zacząć jechać szybciej po przejechaniu połowy a na maksa zacząć jechać dopiero po ostatnim, większym podjeździe, który był około 30go kilometra.
(fot. Szymon Lisowski)
Okazało się, że ten większy podjazd był jednocześnie najtrudniejszy - kamienisto-korzenisty, dość stromy i przyznaję się, że w jednym czy dwóch miejscach musiałam zejść z roweru. Zjazd okazał się równie trudny i także częściowo prowadziłam rower. Choć jakoś dziś dziwnie, chyba z powodu ogólnej łatwości trasy, załapałam jakąś blokadę psychiczną i nie umiałam się przemóc i zjechać w niektórych miejscach a przecież zjeżdżałam już trudniejsze zjazdy (choćby w Daleszycach).
Piękniejszej pogody chyba nie można było sobie wymarzyć
Gdy zjazd się skończył, włączyłam dopalacze ;) Trasa wiodła już przeważnie w dół więc jechało się fajnie. O ile w pierwszej połowie tempo mocno skakało od 5 km/h do 47 km/h to w drugiej było już stabilnie prawie cały czas powyżej 20 km/h.
Te ostatnie 15 km jechałam już ile sił w nogach bo chciałam się zmieścić w 2,5h (co mi się udało). Na końcówce dałam z siebie naprawdę wszystko i wjechałam na metę kompletnie wypluwając płuca :) Na mecie czekali już na mnie Ania z Damianem, w pobliżu kręcił się też Janake oraz Zosia, która jak zwykle wygrała kategorię.
Już niedaleko do mety (fot. Szymon Lisowski)
Meta, wyskoczyła na mnie kompletnie znienacka zza zakrętu ;)
Już po, z wycinaczką Zosią
Po czasie i średniej widać, że było szybko i płasko jak na ŚLR ale czasem i takie są potrzebne, dla relaksu... ;)
W sumie było fajnie, 5 miejsce w kategorii ze stratą do Zosi tylko około 18 minut i 7 open chociaż nie ukrywam, że po cichu liczyłam w kategorii na pudło ze względu na podchodzący mi typ trasy :)
Zosia 1, ja 5 :)
Reprezentacja Cyklona w komplecie (na mecie czekał na nas już wycinak Janek)
Ania, Damian i Paweł przed startem
Przyjechaliśmy z Zosią i Sławkiem mega wcześnie więc z ich znajomymi, którzy zaparkowali obok nas, najpierw były pogaduchy, śmiechy i spożywanie posiłków przedstartowych ;) a potem rozgrzewka i objazd asfaltowego fragmentu trasy. Wracając jakoś się odłączyłam od reszty ale za to wykukałam na parkingu Cyklonów Damiana z Anią oraz Pawła więc czas pozostały do startu spędziłam z nimi.
Start! (fot. Rower-Sport Kielce)
Dane trasy i profil zapowiadał szybki i prosty maraton i faktycznie maraton w Morawicy taki był.
Przed startem przeanalizowałam dokładnie profil trasy i postanowiłam nieco oszczędzać siły w pierwszej, ciut bardziej pofałdowanej połowie, aby móc docisnąć w drugiej.
Na początku jechałam, zgodnie z planem, dość spokojnie. Tu było więcej górek ale dość krótkich więc ta pierwsza połowa była interwałowa. Postawiłam sobie za ambit dobre rozłożenie sił. Plan był żeby zacząć jechać szybciej po przejechaniu połowy a na maksa zacząć jechać dopiero po ostatnim, większym podjeździe, który był około 30go kilometra.
(fot. Szymon Lisowski)
Okazało się, że ten większy podjazd był jednocześnie najtrudniejszy - kamienisto-korzenisty, dość stromy i przyznaję się, że w jednym czy dwóch miejscach musiałam zejść z roweru. Zjazd okazał się równie trudny i także częściowo prowadziłam rower. Choć jakoś dziś dziwnie, chyba z powodu ogólnej łatwości trasy, załapałam jakąś blokadę psychiczną i nie umiałam się przemóc i zjechać w niektórych miejscach a przecież zjeżdżałam już trudniejsze zjazdy (choćby w Daleszycach).
Piękniejszej pogody chyba nie można było sobie wymarzyć
Gdy zjazd się skończył, włączyłam dopalacze ;) Trasa wiodła już przeważnie w dół więc jechało się fajnie. O ile w pierwszej połowie tempo mocno skakało od 5 km/h do 47 km/h to w drugiej było już stabilnie prawie cały czas powyżej 20 km/h.
Te ostatnie 15 km jechałam już ile sił w nogach bo chciałam się zmieścić w 2,5h (co mi się udało). Na końcówce dałam z siebie naprawdę wszystko i wjechałam na metę kompletnie wypluwając płuca :) Na mecie czekali już na mnie Ania z Damianem, w pobliżu kręcił się też Janake oraz Zosia, która jak zwykle wygrała kategorię.
Już niedaleko do mety (fot. Szymon Lisowski)
Meta, wyskoczyła na mnie kompletnie znienacka zza zakrętu ;)
Już po, z wycinaczką Zosią
Po czasie i średniej widać, że było szybko i płasko jak na ŚLR ale czasem i takie są potrzebne, dla relaksu... ;)
W sumie było fajnie, 5 miejsce w kategorii ze stratą do Zosi tylko około 18 minut i 7 open chociaż nie ukrywam, że po cichu liczyłam w kategorii na pudło ze względu na podchodzący mi typ trasy :)
Zosia 1, ja 5 :)
Reprezentacja Cyklona w komplecie (na mecie czekał na nas już wycinak Janek)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!