kanteleblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(19)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kantele.bikestats.pl

linki

MTB Cross Maraton Pińczów

Niedziela, 17 lipca 2016 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami
Km: 49.55 Km teren: 0.00 Czas: 03:13 km/h: 15.40
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Obudziłam się sama, bez budzika. Zaniepokoił mnie brak odgłosu budzika i jasność w pokoju. Zerknąwszy na ekran telefonu stwierdziłam, że nie nastąpiła jednak katastrofa nuklearna tylko katastrofa zupełnie innego rodzaju - zaspałam. Ja, której się to w zasadzie nie zdarza.
Zwykle daję sobie około 45 minut na ogarnięcie się i wyjście z domu przed zawodami (wszystko mam wstępnie przygotowane zawsze poprzedniego wieczora więc dużo do ogarniania nie mam) + 15 minut do prognozowanego przez Google czasu przejazdu na różne niespodzianki (np. zabłądzenie). Dziś z tej sumarycznej godziny zrobiło mi się 30 minut.
Mycie - 10 minut, śniadanie 5 minut. Wygarnięcie z lodówki napoi i supli wszelakich i zapakowanie ich gdzie trza (np. wsadzenie bukłaka do plecaka) - kolejne kilka minut (jeny, to naprawdę tyle czasu zajmuje?). Zatrzymanie się i przemyślenie, czy wszystko mam - 1 minuta. Dojście do auta w garażu (garaż w sąsiednim budynku) - 10 minut. Mam opóźnienie ;)

fot. MTB Cross Maraton

Aura daleka od idealnej. Nie za ciepło, duża wilgotność, po drodze nawet pokropiło. Jak na złość, jeszcze w Warszawie gdzieś coś źle skręciłam i musiałam zrobić zawrotkę na "autostradzie". To zeżarło kolejne cenne minuty. Dojeżdżam więc do OSIR w Pińczowie późno jak na mnie, bo około 30 minut przed startem. Akurat, żeby się wyładować ze sprzętem i zrobić króciutką rozgrzewkę. Nawet nie widziałam, kiedy Master wystartował, chociaż słyszałam Mirrę, mówiącą przez mikrofon, że start Master ma kilka minut opóźnienia.
Na miejscu spotykam Cyklonów - Damiana i Anię oraz ich kolegę, Pawła, którego poznałam w Daleszycach. Z oddali macha mi też moja sympatyczna rywalka - Zosia.

fot. MTB Cross Maraton

Start podobny jak na XC w zeszłym roku. Początek po asfalcie, prawie od razu pnie się w górę i już tutaj zaczyna się selekcja. Na XC w zeszłym roku kobiet jechało niewiele i po oddzielnym kobiecym starcie na pierwszym podjeździe spięłam się i odsadziłam wszystkie rywalki. Tym razem jednak staram się nie spalić zaraz po starcie bo jednak maraton wymaga zachowania nieco więcej pary na całą trasę ;) Tym bardziej, że wykres trasy zapowiadał ostre interwały. I faktycznie, przez pierwsze 15km jest ciągle góra - dół - góra - dół. Większość podjazdów do zmielenia, jeden jednak odpuszczam. W zeszłym roku mało mi na nim serce nie wyskoczyło więc w tym roku od razu pasuję i włażę z buta ;)

fot. MTB Cross Maraton

Niedługo po starcie widzę z boku trasy Zosię. Pytam co jest - szprycha poszła i koniec jazdy. Pechowo.

Jest duszno i po 10 minutach już cała płynę jednak w pewnym momencie zaczyna kropić deszczyk. Robi się przyjemniej i bardziej rześko ale za to nawierzchnia przestaje powoli być przyjemna. Warstewka glinkowatego błota lepi się do bieżnika, wsysa koło i powoduje uślizgi na zakrętach i podjazdach. W gruncie rzeczy jednak jedzie mi się nieźle. Pierwsza pętla bardziej "grupowa", w kilku miejscach słabsi kolarze mnie blokują, na jednym mega śliskim podjeździe podpieram się nogą i ... noga trafia w pustkę, ups, tu jest jakiś mega dół! Wpadam razem z rowerem w ten dół, lądując dosłownie do góry nogami i mija dobra chwila zanim udaje mi się wyplątać z wysokiej trawy. Nie zauważam, że gubię tu bidon z izotonikiem. Jestem strasznie podrapana, co za wredne krzaczory w tym dole, krew sączy mi się w kilku miejscach z przedramienia ale to chyba nic poważnego.

fot. MTB Cross Maraton

Ten podjazd i jeszcze kilka innych miejsc rozpoznaję z zeszłorocznego XC. Zjazdy już nie robią na mnie takiego wrażenia jak w zeszłym roku. Najfajniejsza jest prawie pionowa ścianka, którą zjeżdżam bez większych oporów - wydaje mi się, że w zeszłym roku zjazd był tutaj poprowadzony bardziej łagodnym spadkiem, nieco po lewej stronie od tej ścianki a i tak za pierwszym razem spękałam. Jest jeszcze jeden fajny zjazd - kręty, piaszczysty długi, stromy singiel między drzewami, który również pamiętam z zeszłego roku. Na pierwszej pętli trochę mnie tu wyrzuca ze ścieżki na zakręcie i drugą część zjazdu muszę z buta, ale na drugiej pętli efektownie mijam tutaj dwóch zsuwających się na butach panów, którzy w pośpiechu schodzą mi z drogi ;)

fot. MTB Cross Maraton

Po zjeździe singlem, gdy trasa wyjeżdża na łąkę widzę miejsce, gdzie dojeżdżają zawodnicy też z innej strony. Chwila konsternacji (pomyliłam trasę?) ale widząc tempo, w jakim jadą rozpoznaję, że to styk trasy FAN/FAMILY. Po połączeniu tras doganiam Anię, trochę dopinguję ją na podjeździe ale mijam ją gdy schodzi z roweru. Jadąc dalej dopinguję też młodzież z FAMILY. Dzieciaki wjeżdżają podjazd na stojąco na za dużych rowerach, ale radzą sobie naprawdę dzielnie.
Jest jeszcze kilka naprawdę szybkich, szerokich zjazdów po traktach. Jeden z nich na pierwszej pętli sprawia mi niespodziankę. Z 40 km/h muszę nagle wyhamować bo ubity trakt znienacka zamienia się w gruzowisko! Szlag! Powinny tu być chyba jakieś wykrzykniki... 

fot. MTB Cross Maraton

Jeszcze przed bufetem orientuję się, że brak mi bidonu. Domyślam się, że leży tam gdzie wpadłam w dziurę i będę mogła go zabrać ale dopiero na drugiej pętli. Tymczasem, z braku izotonika i z powodu szybkiego ubywania wody z bukłaka zatrzymuję się na wszystkich bufetach po drodze. Na każdym wlewam w siebie po dwa kubeczki, wciągam też banana.
Chyba jeszcze na pierwszej pętli widzę butującego Damiana. Też pechowo dla niego skończył się wyścig bo rozerwał łańcuch w dwóch miejscach (to się nazywa mieć depnięcie).

fot. MTB Cross Maraton

Druga część pętli (ok 10 km) jest o wiele spokojniejsza - interwałów zasadniczo brak, są jakieś niewielkie zmarszczki terenu ale w porównaniu do pierwszej części to pikuś. Jadę sobie tutaj już spokojnie, bez szarpania, bo się przeluźniło.
Na drugiej pętli już jest w zasadzie całkiem pusto, nikt nie przeszkadza ani ja nikomu, można jechać swoim tempem. Co jakiś czas doganiam i wyprzedzam jakąś osobę. Na podjeździe gdzie - jak sądzę - zgubiłam bidon, doganiam Pawła, który chyba trochę umiera i idzie na piechotę. Zbieram bidon i jedziemy przez chwilę razem ale potem go wyprzedzam i zostawiam z tyłu. Teraz już nie zatrzymuję się na bufetach tylko planowo zżeram kolejne żele ;)

fot. mła

Na ostatnich kilometrach, już na w miarę równym terenie, wyprzedza mnie inny zawodnik, więc podczepiam mu się na koło. Wiozę się za nim przez jakiś czas ale w pewnym momencie dochodzę do wniosku, że się snuje. Wyjeżdżam mu zza pleców i uciekam z kilometr przed metą. 
Na metę wjeżdżam totalnie styrana ale czuję, że dobrze rozłożyłam siły. Nie liczę na podium ale mimo słabego czasu (powyżej 3h) w gruncie rzeczy jestem zadowolona ze swojej dzisiejszej jazdy.

fot. MTB Cross Maraton

Gdy stoję w kolejce do myjki przychodzi sms z wynikiem: i zaskoczenie bo jest pudło w kategorii :) 3 miejsce [po sprawdzeniu wyników wieczorem jeszcze okazało się, że 4 open]. Wow, nareszcie jakieś pudło w tym cyklu w tym sezonie ;) Co prawda mam pewne podejrzenia, że mogę być trzecia tylko z tego powodu, że jechało nas trzy... okazuje się, że jechało nas AŻ cztery ;) Byłoby pięć, gdyby nie szprycha Zosi ale wtedy nie byłabym na podium ;)

fot. Mysza

komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

KTM Strada 2000 24420 km
Scott Scale 740 6502 km
Scott Scale 70 18070 km
b'twin Triban 3 (sprzedany) 2423 km
Scott Scale 80 (skradziony) 507 km
Giant Rincon (sprzedany) 9408 km
Trenażer 51 km
rower z Veturilo 323 km

szukaj

archiwum