MTB Cross Maraton Piekoszów
Niedziela, 5 czerwca 2016 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami
Km: | 49.32 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:25 | km/h: | 14.44 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Prawie idealna pogoda na ścig, cieplutko ale nie upalnie, lekki wiaterek. Na miejscu sporo osób z Cyklona. Przyjechałam z Szymonem, oprócz nas są Damian i Ania, Paweł i Janek.
Przed startem humory dopisują..
Rozgrzewka i rekonesans. Najpierw sporo szutru i piachu...
...potem znienawidzone przeze mnie chaszczaste łąki ;)
Czułam się rano OK ale przed startem postanawiam, że postaram się jechać ciut spokojniej niż bym chciała, mając na uwadze zdechłe samopoczucie z ostatnich 2 dni - nie jest to zresztą trudne bo najpierw, zaraz po starcie, na szutrze tuż przede mną kraksa więc muszę się zatrzymać. W kraksie leży chyba Zosia Czyż ale po wstaniu tak przeklina, że dochodzę do wniosku, że to chyba nie ona (o ile można taki wniosek wysnuć po zaledwie dwóch wcześniejszych rozmowach, oczywiście).
3,2,1 Start! - fot. MTB Cross Maraton
Po szutrowym początku trasa dość szybko wpada w łąkowego singla gdzie ani się nie daje szybko jechać ani wyprzedzać. Więc początek dość spokojny. Gdy wreszcie wjeżdżam w las, dopiero zaczyna się zabawa. Fantastyczna "pływająca" ścieżka - coś w rodzaju pumptracka ale zastanawiam się, czy powstał on w naturalny sposób. Ten pumptrack najpierw prowadzi w górę i tutaj hopki nieco utrudniają jazdę, ale po jakimś czasie jest zjazd i na zjeździe można naprawdę poczuć "flow" tej trasy. Jedzie się szybko, balansując tylko ciałem - zjazd jest raczej prosty więc nie trzeba się obawiać o nagły kamień, korzeń czy wypadnięcie z zakrętu. Ten odcinek pojawia się potem jeszcze raz, na końcówce trasy i w przeciwnym kierunku jest równie fajny.
fot. kocham-kielce.pl
Na trasie pojawia się też przecudnej urody singiel w wąwozie. Jedzie się naprawdę wąską ścieżką, ściany wąwozu obok są dość wysokie i strome a całe porośnięte pięknymi, prostymi, strzelistymi drzewami. Zamiast gapić się na podłoże, podziwiam urok tego miejsca i chyba tylko fart ratuje mnie przed przeleceniem przez kierownicę, gdy przednie koło nagle spada z uskoku ;)
fot. MTB Cross Maraton
Gdzieś do 30-tego km jedzie mi się bardzo dobrze, bez napinki, trasa jest super i jest "flow", tempo jest dobre. Nawet zamierzam trochę docisnąć po zjeździe z Miedzianki, żeby poprawić czas ale wjazdo-podejście na Miedziankę mnie masakruje a zjazd mnie dobija.
Chwila oddechu po wdrapaniu się na Miedziankę
Ambitnie próbuję zjechać po kamulcach ale kończy się to efektownym OTB. Po wyścigu dopiero dowiaduję się, że podobno ten zjazd przejechał tylko nieobecny już wśród nas Marek Galiński. Dla celów maratonu zjazd został nieco poszerzony i wprawni kolarze powinni byli sobie poradzić jadąc lewą stroną. Ja także próbowałam po lewej ale nie jestem wystarczająco wprawnym kolarzem ;)
fot. Szymon Lisowski - piaszczysta końcówka zjazdu z Miedzianki
Po tej kraksie już nie daję rady mocniej jechać. Daje mi się we znaki zmęczenie i obawa przed kolejną glebą. Tej zresztą nie udaje mi się uniknąć, ta druga gleba jest po prostu idiotyczna - widząc lekko ukośnie leżące niezbyt duże drzewko uznaję, że uda mi się je przejechać bez podrzucania przedniego koła. Najwyraźniej jednak trafiam na "kąt krytyczny" i koło zamiast przejechać - ześlizguje się bokiem. Znów leżę ;)
fot. Szymon Lisowski
Podczas tych pozostałych 20km po upadku na Miedziance nic mnie nie boli, wydaje się, że na Miedziance co najwyżej leciutko się obiłam.
Na trasie ze trzy razy źle skręcam, raz trasa w ewidentny sposób źle oznaczona, bo nie tylko ja źle pojechałam. Zapewne te pomyłki kosztują mnie kilka minut.
Kolejna chwila oddechu, po wdrapaniu się na schody przy jaskini Piekło
Dwa bufety na trasie okazują się jednym - usadowionym na skrzyżowaniu pomiędzy odcinkami trasy. Za każdym razem podjeżdża się do bufetu z innej strony i odjeżdża w inną. Za pierwszym razem ignoruję bufet ale za drugim razem dobieram pełen bidon wody bo jest gorąco i czuję, że nie starczy mi wody do końca. Okazuje się to dobrym ruchem bo gdy dojeżdżam na metę dopijam już nędzną resztkę wody. Na całej trasie wytrąbiłam 2l bukłak i dwa bidony po 0,7l ;)
fot. Szymon Lisowski
Już w samochodzie w drodze powrotnej zaczynają o sobie dawać mocno znać sińce na nodze - chyba miałam więcej szczęścia niż rozumu, że nic sobie nie złamałam na tej Miedziance - dziś wylazły kolejne sińce, jeszcze na kolanie, drugiej nodze i na ramieniu i łokciu ;)
Rating dużo lepszy niż w Daleszycach ale zajęte miejsce bardzo rozczarowujące; w sumie się tego spodziewałam więc nie powinnam narzekać ;)
Przed startem humory dopisują..
Rozgrzewka i rekonesans. Najpierw sporo szutru i piachu...
...potem znienawidzone przeze mnie chaszczaste łąki ;)
Czułam się rano OK ale przed startem postanawiam, że postaram się jechać ciut spokojniej niż bym chciała, mając na uwadze zdechłe samopoczucie z ostatnich 2 dni - nie jest to zresztą trudne bo najpierw, zaraz po starcie, na szutrze tuż przede mną kraksa więc muszę się zatrzymać. W kraksie leży chyba Zosia Czyż ale po wstaniu tak przeklina, że dochodzę do wniosku, że to chyba nie ona (o ile można taki wniosek wysnuć po zaledwie dwóch wcześniejszych rozmowach, oczywiście).
3,2,1 Start! - fot. MTB Cross Maraton
Po szutrowym początku trasa dość szybko wpada w łąkowego singla gdzie ani się nie daje szybko jechać ani wyprzedzać. Więc początek dość spokojny. Gdy wreszcie wjeżdżam w las, dopiero zaczyna się zabawa. Fantastyczna "pływająca" ścieżka - coś w rodzaju pumptracka ale zastanawiam się, czy powstał on w naturalny sposób. Ten pumptrack najpierw prowadzi w górę i tutaj hopki nieco utrudniają jazdę, ale po jakimś czasie jest zjazd i na zjeździe można naprawdę poczuć "flow" tej trasy. Jedzie się szybko, balansując tylko ciałem - zjazd jest raczej prosty więc nie trzeba się obawiać o nagły kamień, korzeń czy wypadnięcie z zakrętu. Ten odcinek pojawia się potem jeszcze raz, na końcówce trasy i w przeciwnym kierunku jest równie fajny.
fot. kocham-kielce.pl
Na trasie pojawia się też przecudnej urody singiel w wąwozie. Jedzie się naprawdę wąską ścieżką, ściany wąwozu obok są dość wysokie i strome a całe porośnięte pięknymi, prostymi, strzelistymi drzewami. Zamiast gapić się na podłoże, podziwiam urok tego miejsca i chyba tylko fart ratuje mnie przed przeleceniem przez kierownicę, gdy przednie koło nagle spada z uskoku ;)
fot. MTB Cross Maraton
Gdzieś do 30-tego km jedzie mi się bardzo dobrze, bez napinki, trasa jest super i jest "flow", tempo jest dobre. Nawet zamierzam trochę docisnąć po zjeździe z Miedzianki, żeby poprawić czas ale wjazdo-podejście na Miedziankę mnie masakruje a zjazd mnie dobija.
Chwila oddechu po wdrapaniu się na Miedziankę
Ambitnie próbuję zjechać po kamulcach ale kończy się to efektownym OTB. Po wyścigu dopiero dowiaduję się, że podobno ten zjazd przejechał tylko nieobecny już wśród nas Marek Galiński. Dla celów maratonu zjazd został nieco poszerzony i wprawni kolarze powinni byli sobie poradzić jadąc lewą stroną. Ja także próbowałam po lewej ale nie jestem wystarczająco wprawnym kolarzem ;)
fot. Szymon Lisowski - piaszczysta końcówka zjazdu z Miedzianki
Po tej kraksie już nie daję rady mocniej jechać. Daje mi się we znaki zmęczenie i obawa przed kolejną glebą. Tej zresztą nie udaje mi się uniknąć, ta druga gleba jest po prostu idiotyczna - widząc lekko ukośnie leżące niezbyt duże drzewko uznaję, że uda mi się je przejechać bez podrzucania przedniego koła. Najwyraźniej jednak trafiam na "kąt krytyczny" i koło zamiast przejechać - ześlizguje się bokiem. Znów leżę ;)
fot. Szymon Lisowski
Podczas tych pozostałych 20km po upadku na Miedziance nic mnie nie boli, wydaje się, że na Miedziance co najwyżej leciutko się obiłam.
Na trasie ze trzy razy źle skręcam, raz trasa w ewidentny sposób źle oznaczona, bo nie tylko ja źle pojechałam. Zapewne te pomyłki kosztują mnie kilka minut.
Kolejna chwila oddechu, po wdrapaniu się na schody przy jaskini Piekło
Dwa bufety na trasie okazują się jednym - usadowionym na skrzyżowaniu pomiędzy odcinkami trasy. Za każdym razem podjeżdża się do bufetu z innej strony i odjeżdża w inną. Za pierwszym razem ignoruję bufet ale za drugim razem dobieram pełen bidon wody bo jest gorąco i czuję, że nie starczy mi wody do końca. Okazuje się to dobrym ruchem bo gdy dojeżdżam na metę dopijam już nędzną resztkę wody. Na całej trasie wytrąbiłam 2l bukłak i dwa bidony po 0,7l ;)
fot. Szymon Lisowski
Już w samochodzie w drodze powrotnej zaczynają o sobie dawać mocno znać sińce na nodze - chyba miałam więcej szczęścia niż rozumu, że nic sobie nie złamałam na tej Miedziance - dziś wylazły kolejne sińce, jeszcze na kolanie, drugiej nodze i na ramieniu i łokciu ;)
Rating dużo lepszy niż w Daleszycach ale zajęte miejsce bardzo rozczarowujące; w sumie się tego spodziewałam więc nie powinnam narzekać ;)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!