Jupi, zjechałam!
Środa, 2 grudnia 2015 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: | 18.42 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:00 | km/h: | 9.21 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Tak się złożyło, że miałam dziś wychodne. Wychodne od męża, wychodne od Zająca i dzień pracy w domu ;)
Chciałam się wybrać GDZIEŚ. Chciałam, żeby ktoś mi pokazał pętle na WAT albo może Szczebel w Kampinosie ale nie znalazłam chętnych. W sumie nie dziwota, normalni ludzie pracują ;)
Na szczęście na Czarka przed pracą można liczyć. Co prawda czasu nie było żeby jechać "GDZIEŚ" bo dla Czarka jest to krótki czas ukradziony spomiędzy słodkiego snu i rozpoczęcia dnia pracy ;) więc "tylko" Kabaty. Ale ten dzisiejszy wypad do Kabat był jednym z przyjemniejszych, jakie mnie spotkały.
Aura była dość łaskawa, chłodno co prawda (3 stopnie) ale przynajmniej bez deszczu. A w lesie też i wiatr nie był mocno odczuwalny.
Pokręciliśmy się z Czarkiem po fragmencie singla na skarpie nad ul. Gąsek i przypadkiem zahaczyliśmy o zjazd, który do tej pory uznawałam za niezjeżdżalny. Oczywiście dla mnie nie zjeżdżalny, bo widziałam innych, którzy radzili sobie na tym zjeździe doskonale. Mnie natomiast tutaj paraliżował zawsze zestaw: wystające korzenie, wyjeźdżona rynna i ostry zakręt ze stromizną tuż przed drzewem. Robiłam wcześniej kilka podejść ale zawsze zatrzymywałam się przed pierwszą trudnością - sekcją korzeni.
Czarek sobie tam zjechał, ja zjechałam łatwiejszym zjazdem w pobliżu ale Czarek postawił sobie za zadanie, że zjadę ten zjazd i ja ;) Najpierw dokładnie sobie ten zjazd obejrzeliśmy i omówiliśmy kilka kwestii: możliwe tory jazdy, kiedy hamować (i dlaczego nie na drzewie), co się może zdarzyć jeśli... oraz czego się w tym zjeździe boję.
Potem Czarek pokazał mi, jak się to zjeżdża. Hm, to było tak szybkie, że trudno było się dokładnie przyjrzeć ;) Ale postanowiłam, że spróbuję. Pierwsza próba znów zakończyła się zatrzymaniem przed korzeniami. Przy drugiej i trzeciej spróbowałam pojechać po wewnętrznej ale jeden raz zahamowałam na cienkim drzewku wewnątrz zakrętu a drugi raz zatrzymałam się na drzewie ("a mówiłem, żeby nie hamować na drzewie!").
Po ponownych oględzinach newralgicznego miejsca zjechałam nieco innym torem jazdy i... udało się! Gdy znalazłam się na dole, tętno chyba miałam większe niż na podjeździe ;) Poprawiłam jeszcze trzy razy, za każdym razem starając się wcisnąć heble nieco później przed zakrętem. Mój strach gdzieś przepadł i za każdym razem już udało mi się bez problemu zjechać na sam dół, za każdym razem nieco płynniej.
Oczywiście, daleko mi do skilla Czarka ale zawsze jakiś postęp ;)
A tak wygląda cały przejazd.
Filmik
Czarek za to fachowo na zjeździe (innym) wygląda tak:
Jak patrzę, jak On jeździ, to czuję się jak wypierdek mamuta. Serio.
Chciałam się wybrać GDZIEŚ. Chciałam, żeby ktoś mi pokazał pętle na WAT albo może Szczebel w Kampinosie ale nie znalazłam chętnych. W sumie nie dziwota, normalni ludzie pracują ;)
Na szczęście na Czarka przed pracą można liczyć. Co prawda czasu nie było żeby jechać "GDZIEŚ" bo dla Czarka jest to krótki czas ukradziony spomiędzy słodkiego snu i rozpoczęcia dnia pracy ;) więc "tylko" Kabaty. Ale ten dzisiejszy wypad do Kabat był jednym z przyjemniejszych, jakie mnie spotkały.
Aura była dość łaskawa, chłodno co prawda (3 stopnie) ale przynajmniej bez deszczu. A w lesie też i wiatr nie był mocno odczuwalny.
Pokręciliśmy się z Czarkiem po fragmencie singla na skarpie nad ul. Gąsek i przypadkiem zahaczyliśmy o zjazd, który do tej pory uznawałam za niezjeżdżalny. Oczywiście dla mnie nie zjeżdżalny, bo widziałam innych, którzy radzili sobie na tym zjeździe doskonale. Mnie natomiast tutaj paraliżował zawsze zestaw: wystające korzenie, wyjeźdżona rynna i ostry zakręt ze stromizną tuż przed drzewem. Robiłam wcześniej kilka podejść ale zawsze zatrzymywałam się przed pierwszą trudnością - sekcją korzeni.
Czarek sobie tam zjechał, ja zjechałam łatwiejszym zjazdem w pobliżu ale Czarek postawił sobie za zadanie, że zjadę ten zjazd i ja ;) Najpierw dokładnie sobie ten zjazd obejrzeliśmy i omówiliśmy kilka kwestii: możliwe tory jazdy, kiedy hamować (i dlaczego nie na drzewie), co się może zdarzyć jeśli... oraz czego się w tym zjeździe boję.
Potem Czarek pokazał mi, jak się to zjeżdża. Hm, to było tak szybkie, że trudno było się dokładnie przyjrzeć ;) Ale postanowiłam, że spróbuję. Pierwsza próba znów zakończyła się zatrzymaniem przed korzeniami. Przy drugiej i trzeciej spróbowałam pojechać po wewnętrznej ale jeden raz zahamowałam na cienkim drzewku wewnątrz zakrętu a drugi raz zatrzymałam się na drzewie ("a mówiłem, żeby nie hamować na drzewie!").
Po ponownych oględzinach newralgicznego miejsca zjechałam nieco innym torem jazdy i... udało się! Gdy znalazłam się na dole, tętno chyba miałam większe niż na podjeździe ;) Poprawiłam jeszcze trzy razy, za każdym razem starając się wcisnąć heble nieco później przed zakrętem. Mój strach gdzieś przepadł i za każdym razem już udało mi się bez problemu zjechać na sam dół, za każdym razem nieco płynniej.
Oczywiście, daleko mi do skilla Czarka ale zawsze jakiś postęp ;)
A tak wygląda cały przejazd.
Filmik
Czarek za to fachowo na zjeździe (innym) wygląda tak:
Jak patrzę, jak On jeździ, to czuję się jak wypierdek mamuta. Serio.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!