nauka latania
Sobota, 19 września 2015 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: | 33.77 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:11 | km/h: | 10.61 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Czarek od jakiegoś czasu "odgrażał się", że chce zacząć prowadzić treningi techniki jazdy. No to złapałam go za słowo i umówiłam się z nim na Kazurce :)
Grupowe szkolenia są fajne ale z reguły to trener dyktuje co trenujemy, gdzie i jak. Szkolenia indywidualne mają tę zaletę, że możesz powiedzieć trenerowi co chcesz szkolić. I tak też zrobiłam. Chciałam nauczyć się dwóch elementów (stójki oraz bezpiecznego lądowania po nieplanowanym skoku na hopce) ale czasu starczyło tylko na jeden. Trenowałam skoki na małych hopkach koło pumptracka przy Kazurce. Towarzyszyła mi Dagmara, która właśnie skończyła swój trening z Czarkiem i postanowiła również spróbować na tych hopkach.
Czarek zrobił sobie przerwę między jej a moim treningiem więc w międzyczasie najpierw pojeździlłyśmy z Dagmarą po pumptracku. Ja już miałam okazję przekonać się, że to wcale nie jest proste i wymaga więcej wysiłku niż to wygląda, kiedy się na to patrzy z boku. Kilka razy już jeździłam po tym pumptracku i niestety, do tej pory nie udaje mi się przejechać więcej niż jedną pętlę bez dopedałowywania.
Potem przeniosłyśmy się na hopki. Tutaj, zanim Czarek dotarł do nas (bo tymczasem pomagał komuś naprawić rower) najpierw zrobiłam kilka przejazdów kontrolnych. Opór przed wyskokiem na hopce miałam tak duży, że tuż przed hopką hamowałam, żeby brońcie bogowie, nie wyrzuciło mnie czasem do góry. Po kilku razach ośmieliłam się nie naciskać hamulców, ale dusiłam kierownicę na podjeździe. Miałam odczucie lekkiego wyrzucania ale, według obserwującej mnie Dagmary, ani na milimetr koła nie odrywały się od ziemi.
Gdy wreszcie Czarek do nas dołączył, od razu przy pierwszym moim przejeździe, powiedział co jest nie tak. Wduszam rower w podłoże zbyt mocno i zbyt długo. Ustawienia mojego roweru, dobre do maratonów i XC, nie pomagają. Kierownica jest bardzo nisko i ciężar jest przesunięty trochę zbyt mocno do przodu jak na jazdę grawitacyjną.
Na start Czarek zdemontował mi rogi, chwyty przesunął maksymalnie na zewnątrz oraz kazał opuścić siodło. Operacja na kierownicy miała na celu danie mi większej przestrzeni na ugięcie łokci zaś operacja siodło - ułatwienie przeniesienia ciężkości do tyłu.
Gdy wyjaśnił mi, w którym momencie powinnam obciążyć i potem dociążyć przód roweru, od razu zaczęło być lepiej. Dodatkowo, Czarek kazał przestać mi się nachylać tak mocno nad kierownicą. Powtarzałam przejazd wielokrotnie i pod koniec wreszcie udało mi się uzyskać coś na kształt skoku, który Czarek uwiecznił na moim telefonie. ;)
https://www.facebook.com/kantele.bikestats/videos/1626094851012719/
No cóż, trudno jest nauczyć czegoś prawie czterdziestoleniej baby, trudno jest z takiej starej baby wykorzenić złe nawyki ale lepszy rydz niż nic. I tak jest znaczna poprawa w stosunku do tego, co było dwie godziny wcześniej.
Po zakończeniu treningu wjechałam jeszcze na szczyt Kazurki i dla utrwalenia zjechałam sobie głównym trackiem. Za pierwszym razem zapomniałam wszystko, co Czarek mi wkładał przez ostatnie 1,5h do głowy i ze dwa razy przejechałam się na przednim kole po stoliku. Na szczęście Czarek jeszcze nie zdążył uciec i obserwował mój przejazd. Grzecznie przypomniał mi, co mam robić ;) i drugi przejazd już był o wiele lepszy.
No cóż, trening czyni mistrza. Żeby utrwalić to, czego się dziś nauczyłam, potrzebne będzie jeszcze wiele przejazdów ;)
Po prawie dwóch godzinach na Kazurce, czułam jakiś niedosyt ale zaczęło się ściemniać więc postanowiłam wykorzystać ten czas na test jednej z lampek, którą dostałam w piątek z Plusa. Dostałam dwie lampki przednie: Mactronic Noise 02 oraz Moon X-Power 330. Wrażenia z testów wkrótce :)
Grupowe szkolenia są fajne ale z reguły to trener dyktuje co trenujemy, gdzie i jak. Szkolenia indywidualne mają tę zaletę, że możesz powiedzieć trenerowi co chcesz szkolić. I tak też zrobiłam. Chciałam nauczyć się dwóch elementów (stójki oraz bezpiecznego lądowania po nieplanowanym skoku na hopce) ale czasu starczyło tylko na jeden. Trenowałam skoki na małych hopkach koło pumptracka przy Kazurce. Towarzyszyła mi Dagmara, która właśnie skończyła swój trening z Czarkiem i postanowiła również spróbować na tych hopkach.
Czarek zrobił sobie przerwę między jej a moim treningiem więc w międzyczasie najpierw pojeździlłyśmy z Dagmarą po pumptracku. Ja już miałam okazję przekonać się, że to wcale nie jest proste i wymaga więcej wysiłku niż to wygląda, kiedy się na to patrzy z boku. Kilka razy już jeździłam po tym pumptracku i niestety, do tej pory nie udaje mi się przejechać więcej niż jedną pętlę bez dopedałowywania.
Potem przeniosłyśmy się na hopki. Tutaj, zanim Czarek dotarł do nas (bo tymczasem pomagał komuś naprawić rower) najpierw zrobiłam kilka przejazdów kontrolnych. Opór przed wyskokiem na hopce miałam tak duży, że tuż przed hopką hamowałam, żeby brońcie bogowie, nie wyrzuciło mnie czasem do góry. Po kilku razach ośmieliłam się nie naciskać hamulców, ale dusiłam kierownicę na podjeździe. Miałam odczucie lekkiego wyrzucania ale, według obserwującej mnie Dagmary, ani na milimetr koła nie odrywały się od ziemi.
Gdy wreszcie Czarek do nas dołączył, od razu przy pierwszym moim przejeździe, powiedział co jest nie tak. Wduszam rower w podłoże zbyt mocno i zbyt długo. Ustawienia mojego roweru, dobre do maratonów i XC, nie pomagają. Kierownica jest bardzo nisko i ciężar jest przesunięty trochę zbyt mocno do przodu jak na jazdę grawitacyjną.
Na start Czarek zdemontował mi rogi, chwyty przesunął maksymalnie na zewnątrz oraz kazał opuścić siodło. Operacja na kierownicy miała na celu danie mi większej przestrzeni na ugięcie łokci zaś operacja siodło - ułatwienie przeniesienia ciężkości do tyłu.
Gdy wyjaśnił mi, w którym momencie powinnam obciążyć i potem dociążyć przód roweru, od razu zaczęło być lepiej. Dodatkowo, Czarek kazał przestać mi się nachylać tak mocno nad kierownicą. Powtarzałam przejazd wielokrotnie i pod koniec wreszcie udało mi się uzyskać coś na kształt skoku, który Czarek uwiecznił na moim telefonie. ;)
https://www.facebook.com/kantele.bikestats/videos/1626094851012719/
No cóż, trudno jest nauczyć czegoś prawie czterdziestoleniej baby, trudno jest z takiej starej baby wykorzenić złe nawyki ale lepszy rydz niż nic. I tak jest znaczna poprawa w stosunku do tego, co było dwie godziny wcześniej.
Po zakończeniu treningu wjechałam jeszcze na szczyt Kazurki i dla utrwalenia zjechałam sobie głównym trackiem. Za pierwszym razem zapomniałam wszystko, co Czarek mi wkładał przez ostatnie 1,5h do głowy i ze dwa razy przejechałam się na przednim kole po stoliku. Na szczęście Czarek jeszcze nie zdążył uciec i obserwował mój przejazd. Grzecznie przypomniał mi, co mam robić ;) i drugi przejazd już był o wiele lepszy.
No cóż, trening czyni mistrza. Żeby utrwalić to, czego się dziś nauczyłam, potrzebne będzie jeszcze wiele przejazdów ;)
Po prawie dwóch godzinach na Kazurce, czułam jakiś niedosyt ale zaczęło się ściemniać więc postanowiłam wykorzystać ten czas na test jednej z lampek, którą dostałam w piątek z Plusa. Dostałam dwie lampki przednie: Mactronic Noise 02 oraz Moon X-Power 330. Wrażenia z testów wkrótce :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!