Puchar Mazowsza XC - Góra Trzech Szczytów
Niedziela, 21 września 2014 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami
Km: | 7.69 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:33 | km/h: | 13.98 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Jak to ja, stawiam się pod Kazurką z dużym zapasem czasowym. Zapisuję się, gadam chwilę z kobietkami z biura zawodów, z zawodniczkami z mojej kategorii (całe podium nasze), z Basią. Objeżdżam kawałek trasy i pokrzepiona myślą, że wszystko jest do przejechania, nastawiam się na bycie ostatnią. Poważnie. Bo na zawody XC raczej nie przyjeżdżają słabe zawodniczki. A że jest nas całe trzy, to na pewno będę ostatnia. Zadowolona jestem, że przyjechałam wczoraj i przejechałam się pumptrackiem bo trasa częściowo nim prowadzi. Również przez ten ten stolik na dole.
Póki co, nie wiadomo ile mamy do przejechania okrążeń. W programie zawodów napisane, że moja kategoria jedzie 40-50 minut więc sądzę, że będzie 4-5 okrążeń. Jeszcze sobie trochę kręcę, wypijam izotonik i wreszcie staję na starcie. Chłopaki z Juniorów mają 5 okrążeń, Mastersi 4. Organizatory pyta nas, ile my chcemy. Ja bym chciała 4 ale jestem przegłosowana, jedziemy tylko 3 okrążenia.
Start w małym odstępie czasowym od Juniorów i nasza mała grupka dość szybko się rozdziela na dwie części. Ja (z tyłu) i reszta (z przodu). Jakoś leniwie startuję i Mastersi oraz moje dwie koleżanki odjeżdżają mi jeszcze na płaskim kawałku przed pierwszym podjazdem a na podjeździe postanawiam się nie napinać i odjeżdżają mi jeszcze bardziej ;) Ale w końcu to ma być trening. Założenie jest takie, że mam to przejechać i nie umrzeć po drodze. Jadę sobie zatem sama i po prostu skupiam się na technice jazdy.
Pierwszy podjazd jest prosty technicznie, trochę pozakręcany, po wilgotnej trawie. Najpierw od północy na północny szczyt, potem w dół i znów w górę na szczyt zachodni. Dalej, stromy uklepany zjazd na północno-zachodnim zboczu. W dolnej części zjazdu jest wypłukany rów więc nie rozpędzam się tam zbytnio (za pierwszym razem; za drugim trochę puszczam hamulce a za trzecim już znacznie odważniej).
Potem trasa kręci meandry po zachodniej stronie górki, żeby wrócić na nią esem-floresem od południa. Tutaj mam lekkie zaskoczenie bo układ taśm został zmieniony od mojego objazdu pół godziny temu. Na górę trzeba wjechać po wąskim, wyboistym singlu trawersującym po zboczu, zakręcającym po downhillowych bandach. Niestety, ten kawałek jest dla mnie zbyt trudny. Zresztą jakoś nigdy nie wpadłam na pomysł, żeby tu potrenować. Muszę to nadrobić. Przy każdym okrążeniu przez te bandy muszę podejść na piechotę. Na drugim okrążeniu wyprzedza mnie tu jeden Junior a na trzecim - wagonik czterech czy pięciu kolejnych. Nad zachodnią bandą stoi grupka dopingujących kibiców, co jest bardzo fajne.
Ta część kończy się na wschodnim szczycie, czyli początku pumptracka. Tam też muszę podprowadzać rower.
Fotograf oszczędził mi krępującego zdjęcia, gdy chwilę wcześniej podprowadzam rower (fot. Sławek Kińczyk, Kinnetic Media; źródło: HaloUrsynów)
Jednak zjazd pumptrackiem mam wyćwiczony i wychodzi mi fajnie i płynnie. Ten zjazd po prostu uwielbiam i za każdym razem wychodzi mi on lepiej. Hopki coraz płynniej, na bandach pozwalam sobie na jechanie tak, jak się powinno (nachylenie roweru 90 stopni do podłoża czyli mniej więcej 45 stopni od pionu, fajne uczucie). Na ostatnim okrążeniu odważam się nawet lekko wyskoczyć na stoliku na dole. Tam od pierwszego okrążenia dopinguje mnie moja rodzinka i Basia.
Już po zjeździe
Potem trasa okrąża górkę od wschodu i znów od południa, gdzie jest lekki podjazd a potem nieco bardziej techniczny zjazd: najpierw ostry, wąski zakręt, za którym zaraz jest spory dołek i hopka a potem niezbyt stromy zjazd bardzo mocno wyjeżdżonej ścieżynce, z której gdzieniegdzie sterczą kamienie. Tu znów wracamy na wschodnią stronę gdzie trasa kręci po łąkowych muldach z krótkimi dwoma ściankami do wjechania. Przy drugim okrążeniu zauważam kątem oka, że dogoniła mnie jedna z koleżanek, ups będzie dubel? Ale nie, prowadzi rower. Więc chyba dubla nie będzie bo raczej zdążę wjechać na 3 okrążenie zanim ona mnie dogoni.
Po samotnej jeździe również samotnie docieram na metę. Fajnie mi się jechało ale dziwne to były zawody.
Jeszcze dziwniejsze jest to, że po dekoracji etapu (miejsce, spodziewane, 3/3) odbywa się dekoracja generalki... i łapię się na nagrodę za 3 miejsce bo dziewczyny, które miały być dekorowane za generalkę nie przyjechały. Hihi ;)
Zającowi bardzo się podoba pucharek
Póki co, nie wiadomo ile mamy do przejechania okrążeń. W programie zawodów napisane, że moja kategoria jedzie 40-50 minut więc sądzę, że będzie 4-5 okrążeń. Jeszcze sobie trochę kręcę, wypijam izotonik i wreszcie staję na starcie. Chłopaki z Juniorów mają 5 okrążeń, Mastersi 4. Organizatory pyta nas, ile my chcemy. Ja bym chciała 4 ale jestem przegłosowana, jedziemy tylko 3 okrążenia.
Start w małym odstępie czasowym od Juniorów i nasza mała grupka dość szybko się rozdziela na dwie części. Ja (z tyłu) i reszta (z przodu). Jakoś leniwie startuję i Mastersi oraz moje dwie koleżanki odjeżdżają mi jeszcze na płaskim kawałku przed pierwszym podjazdem a na podjeździe postanawiam się nie napinać i odjeżdżają mi jeszcze bardziej ;) Ale w końcu to ma być trening. Założenie jest takie, że mam to przejechać i nie umrzeć po drodze. Jadę sobie zatem sama i po prostu skupiam się na technice jazdy.
Pierwszy podjazd jest prosty technicznie, trochę pozakręcany, po wilgotnej trawie. Najpierw od północy na północny szczyt, potem w dół i znów w górę na szczyt zachodni. Dalej, stromy uklepany zjazd na północno-zachodnim zboczu. W dolnej części zjazdu jest wypłukany rów więc nie rozpędzam się tam zbytnio (za pierwszym razem; za drugim trochę puszczam hamulce a za trzecim już znacznie odważniej).
Potem trasa kręci meandry po zachodniej stronie górki, żeby wrócić na nią esem-floresem od południa. Tutaj mam lekkie zaskoczenie bo układ taśm został zmieniony od mojego objazdu pół godziny temu. Na górę trzeba wjechać po wąskim, wyboistym singlu trawersującym po zboczu, zakręcającym po downhillowych bandach. Niestety, ten kawałek jest dla mnie zbyt trudny. Zresztą jakoś nigdy nie wpadłam na pomysł, żeby tu potrenować. Muszę to nadrobić. Przy każdym okrążeniu przez te bandy muszę podejść na piechotę. Na drugim okrążeniu wyprzedza mnie tu jeden Junior a na trzecim - wagonik czterech czy pięciu kolejnych. Nad zachodnią bandą stoi grupka dopingujących kibiców, co jest bardzo fajne.
Ta część kończy się na wschodnim szczycie, czyli początku pumptracka. Tam też muszę podprowadzać rower.
Fotograf oszczędził mi krępującego zdjęcia, gdy chwilę wcześniej podprowadzam rower (fot. Sławek Kińczyk, Kinnetic Media; źródło: HaloUrsynów)
Jednak zjazd pumptrackiem mam wyćwiczony i wychodzi mi fajnie i płynnie. Ten zjazd po prostu uwielbiam i za każdym razem wychodzi mi on lepiej. Hopki coraz płynniej, na bandach pozwalam sobie na jechanie tak, jak się powinno (nachylenie roweru 90 stopni do podłoża czyli mniej więcej 45 stopni od pionu, fajne uczucie). Na ostatnim okrążeniu odważam się nawet lekko wyskoczyć na stoliku na dole. Tam od pierwszego okrążenia dopinguje mnie moja rodzinka i Basia.
Już po zjeździe
Potem trasa okrąża górkę od wschodu i znów od południa, gdzie jest lekki podjazd a potem nieco bardziej techniczny zjazd: najpierw ostry, wąski zakręt, za którym zaraz jest spory dołek i hopka a potem niezbyt stromy zjazd bardzo mocno wyjeżdżonej ścieżynce, z której gdzieniegdzie sterczą kamienie. Tu znów wracamy na wschodnią stronę gdzie trasa kręci po łąkowych muldach z krótkimi dwoma ściankami do wjechania. Przy drugim okrążeniu zauważam kątem oka, że dogoniła mnie jedna z koleżanek, ups będzie dubel? Ale nie, prowadzi rower. Więc chyba dubla nie będzie bo raczej zdążę wjechać na 3 okrążenie zanim ona mnie dogoni.
Po samotnej jeździe również samotnie docieram na metę. Fajnie mi się jechało ale dziwne to były zawody.
Jeszcze dziwniejsze jest to, że po dekoracji etapu (miejsce, spodziewane, 3/3) odbywa się dekoracja generalki... i łapię się na nagrodę za 3 miejsce bo dziewczyny, które miały być dekorowane za generalkę nie przyjechały. Hihi ;)
Zającowi bardzo się podoba pucharek
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!