Karpacz dzień 3 - Strzecha Akademicka
Wtorek, 5 sierpnia 2014 Kategoria ze zdjęciami, wędrówki piesze
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Wędrówka |
Dziś mieliśmy wjechać wyciągiem na Kopę i stamtąd pójść na Śnieżkę. Odstraszyła nas jednak kolejka do kasy, która na oko wyglądała na pół godziny stania (jak się okazało kilka dni później, to była mała kolejka). Ruszyliśmy więc spod dolnej stacji wyciągu czarnym szlakiem, z zamiarem dotarcia do schroniska Strzecha Akademicka. Po niedługim czasie, niestety, Zając zasnął mi w nosidle. Przez chwilę zastanawialiśmy się co z tym fantem zrobić - bo w nosidle długo nie pośpi - to pewne - wracać nie bardzo mieliśmy ochotę.
Bezpośrednio po zaśnięciu Zając śpi z reguły tak mocno, że można go przekładać i się nie budzi więc znaleźliśmy kawałek szlaku, gdzie można było go położyć na trawie i zrobiliśmy "zrzut balastu".
Zając pospał gdzieś z półtorej godziny, podczas której my siedzieliśmy na drewnianych balach w pobliżu, trochę się nudząc i żałując, że nie mamy nic do czytania. Dobrze, że pogoda w miarę - chłodno trochę ale słonko pokazywało się od czasu do czasu.
Gdy Jaśnie Pan zakończył drzemkę, ruszyliśmy dalej.
Najgorszy był fragment tuż przed rozwidleniem szlaków. Nie dość, że stromy to jeszcze szuter zamienił się w wielkie, nierówne kamulce. Z każdym krokiem musiałam uważać, żeby Zając mnie nie przeważył do tyłu bo byśmy fest fiknęli. Na szczęście po rozstajach szlak złagodniał.
Kawałeczek trasy do góry Zając szedł samodzielnie i strasznie mu się podobało wchodzenie po kamieniach.
W schronisku wszyscy troje wrąbaliśmy ze smakiem obiad i zeszliśmy w dół sąsiednim szlakiem, który na szczęście okazał się o wiele łagodniejszy niż czarny.
Bezpośrednio po zaśnięciu Zając śpi z reguły tak mocno, że można go przekładać i się nie budzi więc znaleźliśmy kawałek szlaku, gdzie można było go położyć na trawie i zrobiliśmy "zrzut balastu".
Zając pospał gdzieś z półtorej godziny, podczas której my siedzieliśmy na drewnianych balach w pobliżu, trochę się nudząc i żałując, że nie mamy nic do czytania. Dobrze, że pogoda w miarę - chłodno trochę ale słonko pokazywało się od czasu do czasu.
Gdy Jaśnie Pan zakończył drzemkę, ruszyliśmy dalej.
Najgorszy był fragment tuż przed rozwidleniem szlaków. Nie dość, że stromy to jeszcze szuter zamienił się w wielkie, nierówne kamulce. Z każdym krokiem musiałam uważać, żeby Zając mnie nie przeważył do tyłu bo byśmy fest fiknęli. Na szczęście po rozstajach szlak złagodniał.
Kawałeczek trasy do góry Zając szedł samodzielnie i strasznie mu się podobało wchodzenie po kamieniach.
W schronisku wszyscy troje wrąbaliśmy ze smakiem obiad i zeszliśmy w dół sąsiednim szlakiem, który na szczęście okazał się o wiele łagodniejszy niż czarny.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!