z przyczepką
Poniedziałek, 31 marca 2014 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: | 16.13 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:06 | km/h: | 14.66 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś dzień naprawdę skomplikowanej logistyki. Otóż, wymyśliłam sobie, że wypożyczę przyczepkę rowerową i pojadę z Zającem do lasu. Lekki trening na dziś więc taka wyprawa będzie akurat.
Miałam drobny problem w postaci wyjścia z Zającem i z rowerem jednocześnie (winda), żeby pójść po przyczepkę do Plusa ale jakoś sobie poradziłam.
Pierwsze 20 minut jazdy to było ciągłe zerkanie czy z Zającem wszystko OK, czy z przyczepką wszystko OK, czy za bardzo nie trzęsie itd... jazda z prędkością, którą Trenejro nazwałby tempem "na babcię z zakupami". Cały czas miałam wrażenie, że przyczepka jakby oporuje, co mnie irytowało, zaś Zając miał minę wielce niewyraźną. Wyglądał jakby miał ochotę ubarwić przyczepkę drugim śniadaniem. Jak dojechaliśmy do lasu to zaczął wydawać odgłosy zwykle oznaczające, że zaraz skima.
Kima Zająca była mi wielce nie na rękę więc dowiozłam go na polanę i wysadziłam z przyczepki, żeby sobie pochodził. Pewnie byśmy tam zostali dłużej, gdyby nie fakt, że na polanie jest pełno śmieci, za które Zając oczywiście musi się łapać. Papiery, opakowania po czipsach i innych smakołykach, ale przede wszystkim masa petów.
Pojechaliśmy więc dalej (już trochę śmielej) i gdy znowu zaczął wydawać dźwięki drzemkowe to wysadziłam go na kolejną przerwę, na Moczydłowskiej. Próbowałam go nakarmić obiadem ze słoiczka ale biegał za szybko więc wsadziłam go na chwilę jeszcze do przyczepki i dopiero nakarmiłam.
Zając uchwycony w rzadkim momencie, gdy biegnie w moim kierunku. Zwykle odwracał się ode mnie tyłem i "chodu!"
Wyraźnie zainteresowany konstrukcją przyczepki
Zając był zachwycony, biegał w tę i nazad, prawie tarzał się w zeszłorocznych liściach. Aż szkoda mi było go zabierać ale byłam źle ubrana (na szczęście tylko ja a nie Zając) i było mi zimno.
Miałam drobny problem w postaci wyjścia z Zającem i z rowerem jednocześnie (winda), żeby pójść po przyczepkę do Plusa ale jakoś sobie poradziłam.
Pierwsze 20 minut jazdy to było ciągłe zerkanie czy z Zającem wszystko OK, czy z przyczepką wszystko OK, czy za bardzo nie trzęsie itd... jazda z prędkością, którą Trenejro nazwałby tempem "na babcię z zakupami". Cały czas miałam wrażenie, że przyczepka jakby oporuje, co mnie irytowało, zaś Zając miał minę wielce niewyraźną. Wyglądał jakby miał ochotę ubarwić przyczepkę drugim śniadaniem. Jak dojechaliśmy do lasu to zaczął wydawać odgłosy zwykle oznaczające, że zaraz skima.
Kima Zająca była mi wielce nie na rękę więc dowiozłam go na polanę i wysadziłam z przyczepki, żeby sobie pochodził. Pewnie byśmy tam zostali dłużej, gdyby nie fakt, że na polanie jest pełno śmieci, za które Zając oczywiście musi się łapać. Papiery, opakowania po czipsach i innych smakołykach, ale przede wszystkim masa petów.
Pojechaliśmy więc dalej (już trochę śmielej) i gdy znowu zaczął wydawać dźwięki drzemkowe to wysadziłam go na kolejną przerwę, na Moczydłowskiej. Próbowałam go nakarmić obiadem ze słoiczka ale biegał za szybko więc wsadziłam go na chwilę jeszcze do przyczepki i dopiero nakarmiłam.
Zając uchwycony w rzadkim momencie, gdy biegnie w moim kierunku. Zwykle odwracał się ode mnie tyłem i "chodu!"
Wyraźnie zainteresowany konstrukcją przyczepki
Zając był zachwycony, biegał w tę i nazad, prawie tarzał się w zeszłorocznych liściach. Aż szkoda mi było go zabierać ale byłam źle ubrana (na szczęście tylko ja a nie Zając) i było mi zimno.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!