szalone wychodne
Czwartek, 15 sierpnia 2013 Kategoria wycieczki i inne spontany
Km: | 24.46 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:28 | km/h: | 16.68 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 166166 ( 89%) | HRavg | 123( 66%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Hurra, Zając odstawiony do dziadków, dzień wolny się czasem należy. Z tej okazji wyciągnęłam znów małża na rower. Dawno nie jeździł mój Scott więc pojechaliśmy do LK.
Na dzień dobry zjazd z wału przy zajezdni metra. Po ostatnich ulewach zrobiły się na nim niewielkie uskoki więc zjazd okazał się ciekawszy. Marek nie podjął wyzwania i zjechał łagodniejszym miejscem.
Postanowiliśmy sprawdzić czy w miejscu prawie permanentnego bagienka jest bagienko. Nie było bagienka więc przejechaliśmy się singlem. I tu, jak zwykle zapomniałam o istnieniu pewnej hopki na singlu.
Zwykle nie jadę tamtędy zbyt szybko i z hopką nie ma problemu. Dziś jednak rozkręciłam się i gdy przypomniałam sobie o hopce (czytaj: zobaczyłam ją) to nie było już czasu na hamowanie. Wyleciałam w powietrze jak z procy i wylądowałam za hopką na przednim kole. Uf! Cud jakiś, że nie wywaliło mnie przez kierę, bo tak się lądować nie powinno. Przez chwilę miałam jednak serce w gardle.
Drugą niespodziankę zafundowała mi parka niedzielnych rowerzystów stojących i rozmawiających tuż za zjazdem z wału, który postanowiłam pokonać po raz drugi. Czekało mnie tam ostre hamowanie bo z góry jakoś ich nie zauważyłam.
Fajnie mi się jeździło. Muszę częściej wprowadzać Scotta na spacer.
Na dzień dobry zjazd z wału przy zajezdni metra. Po ostatnich ulewach zrobiły się na nim niewielkie uskoki więc zjazd okazał się ciekawszy. Marek nie podjął wyzwania i zjechał łagodniejszym miejscem.
Postanowiliśmy sprawdzić czy w miejscu prawie permanentnego bagienka jest bagienko. Nie było bagienka więc przejechaliśmy się singlem. I tu, jak zwykle zapomniałam o istnieniu pewnej hopki na singlu.
Zwykle nie jadę tamtędy zbyt szybko i z hopką nie ma problemu. Dziś jednak rozkręciłam się i gdy przypomniałam sobie o hopce (czytaj: zobaczyłam ją) to nie było już czasu na hamowanie. Wyleciałam w powietrze jak z procy i wylądowałam za hopką na przednim kole. Uf! Cud jakiś, że nie wywaliło mnie przez kierę, bo tak się lądować nie powinno. Przez chwilę miałam jednak serce w gardle.
Drugą niespodziankę zafundowała mi parka niedzielnych rowerzystów stojących i rozmawiających tuż za zjazdem z wału, który postanowiłam pokonać po raz drugi. Czekało mnie tam ostre hamowanie bo z góry jakoś ich nie zauważyłam.
Fajnie mi się jeździło. Muszę częściej wprowadzać Scotta na spacer.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!